Christopher Rutherford zachował
się niewłaściwie. Jako jeden z najbogatszych czarodziei w Londynie powinien
zdawać sobie sprawę do czego taki układ może doprowadzić. Mógł zniszczyć swoją
przyszłość: zostać zwolniony z posady nauczyciela, stracić wszystkie koneksje
pozwalające mu na prowadzenie kariery politycznej, utracić piękną i odważną
Dafne Greengrass. Ale nie mógł się powstrzymać. Ona była…
Mężczyzna zaklął szpetnie
uderzając pięścią w swoje drewniane biurko. Nie powinien być tak głupi.
Spodziewał się, że dziewczyna będzie zdumiona tym wszystkim, a w najgorszym
wypadku ucieknie z klasy nazywając go zboczeńcem. Nic takiego się nie stało.
Susan Sewell zareagowała całkiem inaczej niż się spodziewał: zbladła, usiadła
na blacie biurka, a następnie zaczęła się śmiać. Skąd ten śmiech się pojawił,
nie wiedział. Ale wtedy poczuł się jak ostatni idiota i kretyn przeklinając
siebie w duchu za swoją głupotę. I sam opuścił gabinet zostawiając swoja
uczennicę samą w gabinecie.
Teraz, kiedy wyszedł na świeże
powietrze potrafił odetchnąć starając się zapomnieć o irracjonalnych fantazjach
z Susan Sewell w roli głównej. Biorąc pod uwagę, że nie znał jej prawdziwego
charakteru, udawało mu się to. Jednak nadal widział jej ciemne, brązowe oczy
patrzące na niego z takim zdumieniem, pogardą.
Ona miała tylko szesnaście lat.
Z tego, co zdołał się dowiedzieć nie utrzymywała żadnych towarzyskich
kontaktów, więc prawdopodobnie nie miała dużo przyjaciół. Jednak obserwował ją
bacznie od paru dni, a te chwile spędzone na jej pilnowaniu i dowiadywaniu się
coraz to nowszych rzeczy o samej dziewczynie, skutecznie uniemożliwiały mu
skupienie się na swojej pracy. Jednak nie uszło jego uwadze, że młody Teodor
Nott nie odrywał od niej wzroku i co rusz starał się zwrócić jej uwagę na swoja
osobę. Zachowywał się jak dupek.
Christpher doskonale pamiętał
siebie w czasach szkolnych, kiedy starannie pilnował się, aby nie zrobić z
siebie idioty ani przed nauczycielami, ani przed swoimi znajomymi. Obracał się
tylko w czysto krwistym gronie. Był typowym synem arystokraty, któremu wpajano
latami zasady dobrego zachowania, moralności i nienawiści do wszystkiego, co
mugolskie. I opłaciło mu się. Został tym, kim chciał.
Naraz zestawił sobie dwa
obrazy, które za wszelką cenę chciał zmienić na inne.
Dafne uśmiechała się do niego
czule, całując delikatnie jego dłonie. Pamiętał ten dzień, w którym do niego
przyszła i poprosiła o pomoc. Gdyby wiedział, na czym ta pomoc miałaby polegać
zgodziłby się szybciej. Młoda dziewczyna nie chciała zostać sama, pragnęła
czułości w ten jeden wieczór. Zgodził się jej to dać.
Natomiast Susan patrzyła na
niego z pogardą tymi swoimi ciemnymi oczami. Jednak widział w nich nie tylko
niezrozumienie, ale niewinność, którą zaintrygowała go. Czuł, że to jest
niewłaściwe, że ma doskonałą kandydatkę na żonę.
Dlaczego wziął tę posadę?
Jesteś
cholernym kretynem, Rutherford, pomyślał.
*
- Zwariowałeś, Nott – warknęła
Susan i założyła ręce na piersi.
Patrząc na przedmiot trzymany w
dłoniach chłopaka, zbladła. Od miesięcy nie siedziała na miotle, nikt nie
widział jak to robiła w dawnej szkole. A teraz miała dać pokaz przed całą
drużyną Slytherinu, której kapitanem był nie kto inny jak sam Tedodor Nott.
Nigdy nie latała przy
świadkach, traktowała to jako rozrywkę, chwilę, w której mogła pobyć sama,
przemyślenia codziennych spraw, zastanowienia się nad sensem tego, co robiła
każdego dnia. Był to też sposób na pokonanie samotności i odrzucenia, które
towarzyszyło jej każdego dnia w poprzedniej szkole.
Kochała czuć wiatr we włosach, krople deszczu
regularnie uderzające o jej policzki i to uczucie podniecenia pojawiające się
przy każdym wzlocie. Były dni, kiedy nie wiedząc, co ze sobą zrobić udawała się
w tajemnicy przed wszystkimi na szkolną polanę zabierając ze schowka
nauczycielki jedną miotłę. Wzbijała się wtedy w powietrze i ćwiczyła zwroty,
podania. Musiała się pilnować, aby nikt jej nie zauważył. Samotne ćwiczenia
były niedozwolone w Beauxbatons. Gdyby coś jej się wtedy stało…
Susan potrząsnęła głową. Nie
chciała wracać do tego, co było wcześniej. Nienawidziła tamtych lat,
wspomnienia były zbyt bolesne. Chociaż czuła się lepiej w Beauxbatons
przebywając samotnie na korytarzach i w dormitoriach, odrabiając prace domowe w
obszernej bibliotece, niż teraz spędzając czas z Dafne, Draconem i okazjonalnie
z ich przyjaciółmi. Obiecała sobie, że będzie się starała zmienić, być inną
osobą. I teraz już nie wiedziała, co bardziej się jej podobało.
- Miałam przyjść tylko na
trening. Tego ode mnie oczekiwałeś.
Teodor spojrzał na nią z
irytacją i podał miotłę.
Był mężczyzną, który nie znosił
dyskusji. Powiedział jej, że chce zobaczyć jak lata. Wspomniała wtedy na
Pokątnej, że już to robiła, że ćwiczyła. Potrzebował do drużyny kogoś równie
dobrego jak Potter. Pragnął wygrać następny mecz z Gryffondorem i odzyskać
Puchar Qudditcha. Miał na to ostatni rok.
- Potraktuj to, jako sprawdzian
do naszej drużyny – powiedział wyraźnie i siłą wcisnął w jej dłonie przedmiot.
Susan oniemiała wpatrując się w
niezruszone oblicze Teodora. Przypomniała sobie te wszystkie chwile, w których
jej ustępował, pomagał. W tej chwili zachowywał się inaczej, jakby nie liczył
się z jej zdaniem.
- Nie chce się przyłączyć do
tej drużyny – syknęła i odwróciła się do chłopaka plecami.
- Mieliśmy umowę. – Złapał ją
za ramię i pociągnął w swoją stronę. – Nie wywiniesz się z niej, zrobiłem coś
dla ciebie, teraz ty zrób coś dla mnie.
Prychnęła tylko i wzięła
miotłę. Obrzuciła pogardliwym spojrzenie chłopaka, a potem zmierzyła
pozostałych członków drużyny.
Draco Malfoy obserwował ją ze
znikomym zainteresowaniem graniczącym z obojętnością. Zachowywał się tak już od
pewnego czasu. Susan przystanęła na chwilę i zmrużyła oczy chcąc, aby Draco
jakimś gestem pokazał, że ją rozumie i wspiera. Chociaż nie wiedziała czy
mogłaby się czegoś takiego od niego spodziewać. Nadal pozostawał zimny i
obojętny na losy innych ludzi. Ale jakaś jej cząstka chciała, aby ta ostatnia
rozmowa przełamała jakąś granicę między nimi.
Chłopak nie był złym
człowiekiem, na pewno był zagubiony w tym świecie. Tak naprawdę nie wiedziała,
kim był. Mogła się tylko domyślać, że wcielił się w swojego apodyktycznego ojca
kontrolującego wszystkie aspekty życia swojego syna łącznie z przyszłą żoną.
Zauważyła jak pokiwał lekko
głową i poczuła jak wzbiera w niej odwaga. Podniosła głównie głowę, rzuciła
pełne wyższości spojrzenie Teodorowi i przerzuciła nogę przez miotłę. Zgrabnie
odepchnęła się od ziemi i poczuła jak adrenalina zaczyna działać.
Kiedy wzbiła się w powietrze
nie czuła już strachu i niepewności towarzyszącą jej od pewnego czasu.
Przypomniała sobie te wszystkie dnie, w których spacerowała godzinami po
błoniach Hogwartu. A po chwili przyszło wspomnienie dzisiejszej lekcji eliksirów i aż się wzdrygnęła.
Nie
pora o tym myśleć, Sewell, pomyślała i przymknęła oczy, aby po chwili
je otworzyć. Poczuła siłę do tego, aby pokazać Ślizgonom, a w szczególności
Teodorowi Nottowi, że mimo wszystkiego jest lepsza niż oni wszyscy razem wzięci.
Nie ćwiczyła nigdy z żadnym trenerem, nikt jej nie mówił, jakie błędy popełnia.
Nie miała dobrej techniki, ale wiedziała, że jest naprawdę dobra.
Zrobiła jeden zwrot, następnie
drugi. Kątem oka zobaczyła jak kolejni gracze wzbijają się w powietrze i rozpoczynają
rutynowy trening. Spojrzała w dół i zobaczyła Notta, który machał do niej i
pokazywał na czerwonego kafla. Zrozumiała aluzję i podleciała do bruneta
trzymającego piłkę.
- Finley! – krzyknęła. Obrócił
się w jej stronę i posłał czarujący uśmiech. – Gram z wami.
Pokiwał jej głową i pokazałam
gestem, co zamierzają zrobić. Susan pospieszenie rozejrzała się dookoła i
pokiwała głową na znak, że rozumie. Pochyliła się nad rączką i przyspieszyła
kierując się w stronę lewego słupka. Strategia była prosta, wręcz banalna.
Przewidziała, jakie zadanie mają inni członkowie tej drużyny. Kątem oka
obserwowała grę pozostałych Ślizgonów, którzy byli jej przeciwnikami.
Przewidywała z góry każdy ich ruch. Pokazała Finley’owi błąd w ich układzie,
złapała kafla i ruszyła do przodu. Wystarczyła jedna bramka, a znalazłaby się w
drużynie. Byłaby pierwszą dziewczyną, której się to udało.
Nott zacisnął nerwowo dłonie.
Tak bardzo chciał, aby Susan
udało się dostać do drużyny. Widział w jej oczach prawdziwą pasję, miłość do
tego, co w tej chwili robiła.
Nie była najlepszą zawodniczą,
daleko jej było do doskonałości i choć Slytherin będzie musiał ją wytrenować,
złagodzić jej buntowniczą stronę, warto było mieć takiego gracza. Może udałoby
im się odzyskać Puchar.
Podniósł oczy ku górze i od
razu się uśmiechnął.
Tak!
Wylądowała zgrabnie stawiając
stopy na błotnistym podłożu. Nadal czuła tą niezdrową ekscytację, adrenalinę.
Ale czuła się szczęśliwa, chociaż na chwilę uwolniła się od tego, co
zaproponował jej Christopher. Nie! Susan, nawet o tym nie myśl.
- Wystarczy ci? – powiedziała
już spokojniejszym tonem.
- Naprawdę nie chcesz znaleźć
się w drużynie Slytherinu, Sewell?
Dziewczyna posłała mu
porozumiewawcze spojrzenie, którego nie mógł zignorować. Nie trudno było się
domyśleć, co chciała tym osiągnąć. Przekonał ją.
- Zgłoszę to profesorowi
Snape'owi i dyrektorowi. Myślę, że od przyszłego tygodnia będziesz mogła zacząć
z nami ćwiczyć, ale jest jeden warunek – powiedział Nott i odebrał od niej
miotłę. Pokazał gestem, aby ruszyła przodem i podążył za nią.
- Jaki?
- Musisz mi wyświadczyć
przysługę i pójść gdzieś ze mną wieczorem. Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
Machinalnie skinęła głową.
Nott nie wiedział tylko, czy
podjął dobrą decyzję.
*
Perspektywa
Susan.
Oczekiwałam zmian, ale jak
dotąd nic takiego nie nastąpiło. Nadal czuje się zagubiona w Hogwarcie, pośród
tych wszystkich uczniów pragnących popularności.
Doskonale pamiętam te wszystkie
dni, kiedy siedziałam skulona na kanapie w rezydencji mojej przybranej rodziny
rozmyślając, jak by wyglądało moje życie, gdybym nie była sierotą. Czy byłabym
bardziej szczęśliwa gdybym mogła powiedzieć na głos: mamo? Czy spędzałabym czas
z moim tatą chodząc na ryby, ćwicząc quidditcha czy może byłby taki jak Thomas
Greengrass: oschły, apodyktyczny i egocentryczny? Mogę tylko marzyć i
zastanawiać się jakby było naprawdę. A nie tego chcę.
Jako mała dziewczyna bawiąc się
lalkami na zakurzonym poddaszu wyobrażałam sobie, że mam pełną rodzinę, która
mnie kocha i dba o to, żebym nie płakała, nie spędzała całych dni w samotności.
Pragnęłam mieć mamę, która nie uczyłaby mnie tych wszystkich zasad dobrego
wychowania, ale zabierającą mnie na spacery. Chciałam mieć ojca zwracającego na
mnie uwagę. Jednak zamiast tego musiałam zadowolić się obojętnością i
marzeniami.
Tak bardzo chciałabym ich
poznać.
Dowiedzieć się czy moje
marzenia odbiegały od rzeczywistości. Przekonać się, że straciłam zbyt dużo,
praktycznie całe dzieciństwo.
Nigdy nie dałam po sobie poznać
jak bardzo jestem niezadowolona z tego, że to Greengrassowie musieli się mną
zaopiekować. Żałowałam, że nie trafiłam do mugolskiej rodziny. Ale skoro
rodzice powierzyli mnie Carol i Thomasowi to musieli im ufać, albo…
Wiedziałam, że powinnam
otworzyć niebieską kopertę i przeczytać wszystko, co się w niej znajduje. I za
każdym razem, kiedy decydowałam się na ten krok, nie potrafiłam tego zrobić.
Miałam dobre wymówki, wychodziłam na te wszystkie spacery dookoła jeziora,
odwracałam swoją uwagę.
Będąc tak blisko odpowiedzi –
oddalałam się od niej coraz bardziej. Jakbym nie chciała jej znać.
Pewnego dnia to zrobię. Najpierw
muszę uporać się z bieżącymi problemami.
Odkładam książkę od Obrony
Przed Czarną Magią na szafkę nocną i opieram się wygodnie o poduszkę
przymykając oczy.
Dzisiejszy dzień nie należał do
najlepszych, chociaż bardzo tego chciałam. Nie miałam już zaległości w pracach
domowych, należę do reprezentacji Slytherinu w quidditchu, jako pierwsza i
prawdopodobnie ostatnia kobieta. Jednak nadal zastanawiałam się nad tym, co
powiedział mi Christopher Rutherford po zajęciach.
-
Susan, to nie tak! – krzyknął za mną i złapał za moje ramię.
-
Nie zbliżaj się do mnie – warknęłam i wyrwałam się z jego uścisku. – Nigdy
więcej mi tego nie mów.
Z biegiem czasu zaczynam
rozumieć, że postąpiłam lekkomyślnie i głupio nie wyjaśniając tej sprawy do
końca. Teraz, rozmyślając o tym wiem, że to wspomnienie będzie mnie dręczyło, a
ja będę zastanawiać się, czy nie warto by było poznać go bliżej. Albo powiedzieć
o wszystkim Dafne i zapomnieć, że taka sytuacja miała kiedykolwiek miejsce.
Nie spodziewałam się, że
usłyszę takie wyznanie z ust własnego nauczyciela. Nie przeczę sama przed sobą,
że ktoś mnie pragnie, komuś się podobam. Po tym, co zrobiła dla mojego wyglądu
Dafne mogę śmiało powiedzieć, że jestem ładna. Jednak nie chciałam tym wzbudzać
w nikim pożądania.
On mnie pragnie.
Ta sugestia była irracjonalna.
Nie można pożądać kogoś, kogo się nawet nie zna. I tak się właśnie czuję, jakby
chodziło tylko o akt cielesny. Jednak dla mnie to za mało. Nie interesuje mnie
Christopher Rutherford. Ani on, ani jego pieniądze.
Zapomnę o nim.
*
Drżał z zimna stojąc w ciemnej,
wilgotnej komnacie ze wzrokiem wbitym w ziemię. Bał się tego, co mogło nastąpić
w każdej chwili. Od zawsze wiedział, że Czarny Pan uwielbia karać swoich
poddanych za najmniejsze przewinienie. I choć jemu wydawało się, że teraz
wszystko idzie zgodnie z planem, nie był pewien, czy po tej nocy nadal będzie
żył.
Voldemort kazał mu obserwować
małą Sewell, zwracając szczególną uwagę na jej codzienne zwyczaje, podobieństwo
do swoich rodziców. I znalazł wiele przydatnych informacji. Dodatkowo zauważył,
że młody Nott interesuje się nią trochę za bardzo. Nie było to bezpieczne
zainteresowanie, widywał już takie u swoich przyjaciół. Dziewczyna nie była
bezpieczna. Potrzebowała Czarnego Pana.
Mężczyzna podniósł wzrok i
napotkał swoje spojrzenie w lustrze. Doskonale pamiętał tę komnatę, to tutaj
poznał tajemnicę Augustina i Perry Sewell. Voldemort powiedział mu wszystko, co
odnosiło się do tej rodziny, z kim zadarła, co zrobiła. I dlaczego zginęli
wszyscy oprócz małej dziewczynki oddanej pod opiekę Thomasa. I wtedy dowiedział
się, co będzie musiał zrobić, aby otrzymać uznanie swojego pana.
- Co wiesz?
Mężczyzna odwrócił się
gwałtownie i zamarł. Lord Voldemort stał przed nim w swojej czarnej szacie i
przeszywał go morderczym spojrzeniem. Jednak on zauważył w oczach swojego pana
skupienie i zniecierpliwienie.
Przełknął ślinę.
- Wszystko idzie zgodnie z planem,
panie – odezwał się zachrypniętym głosem. – Susan Sewell jeszcze dołączy do
twojej armii.
- Nie pytałem o to – syknął
Czarny Pan.
Na policzkach mężczyzny
pojawiły się dwie czerwone plamy, a serce gnało jak oszalałe.
- Dziewczyna jest naiwna, tak
jak jej matka. Zagubiona jak jej ojciec.
- Co z listem?
- Mam go przy sobie. – Sięgnął
do kieszeni i wyciągnął niebieską kopertę. – Bez trudu udało mi się go zdobyć.
Voldemort gestem przywołał do
siebie przedmiot. Pokiwał z uznaniem głową siadając na stojącym niedaleko
drewnianym krześle.
- Widzę, że zależy ci na tym
zadaniu, chłopcze. Mam nadzieję, że twoja siostra również będzie skłonna do
współpracy. Chcę, aby zaprzyjaźniła się z dziewczyną. A ty nie rezygnuj ze
swoich prób przekonania jej do siebie. Ale pamiętaj o zachowaniu dyskrecji.
- Panie… Proszę, nie mieszaj w
to mojej siostry, ona…
Voldemort roześmiał się
szyderczo.
- Wszystko już postanowione.
Załatw sprawę z Thomasem Greengrassem do końca, mam nadzieję, że jego śmierć
będzie tylko formalnością.
- Tak, Panie.
Nareszcie.
Ta mała będzie moja.
___________________________________
A ja nareszcie zebrałam się w sobie i napisałam
nowy rozdział, z którego poniekąd jestem zadowolona. Wyszedł dokładnie tak jak
tego chciałam, choć pewnie Wy spodziewaliście się czegoś więcej. Ale nie planuje
szybko kończyć tego opowiadania, polubiłam Susan. W następnym rozdziale
wyjaśnię już na pewno, co zrobiła rodzina Notta, a dodatkowo przybliżę historię
rodziny Susan. Około rozdziału 10 nareszcie przyjdzie niebieska koperta.
Troszkę mnie zdziwiło, że Christopher tak szybko zwrócił uwagę na Susan. Ciekawe tylko, czy ona mu się naprawdę podoba, czy może kryje się za tym jeszcze coś innego? Facet jest troszkę... dziwny. Choć z drugiej strony, potrafię zrozumieć, że po takim drętwym życiu, jakie wiódł, mógł chcieć jakiegoś urozmaicenia, jakiejś rozrywki... Heh, sama też mam zamiar poruszać podobny wątek w nowym NM, więc mimowolnie nasuwają mi się moje wyobrażenia. Nie mniej jednak... podobałby mi się taki paring, szkoda, że nie ma przyszłości :(.
OdpowiedzUsuńTroszkę mnie zaskoczyło, że Susan dostała się do drużyny. Spodziewałam się, że tak będzie, ale skoro nie była jakaś wybitnie dobra, to wnioskuję, że Nott po prostu wziął ją, bo mu się podobała. On w ogóle ewidentnie się nią interesuje, ale mam nadzieję, że ich nie sparujesz ^^. To by było nudne i przewidywalne.
Ta perspektywa Susan niby wiele wyjaśniała, co było dobre, ale też trochę dziwnie wygląda taki fragment pisany w pierwszej osobie nagle wciśnięty w tekst pisany w trzeciej. Powinnaś przynajmniej jakoś go wyszczególnić, choćby kursywą. Niezbyt mi pasuje do całosci, ale cieszę się, że przybliżasz trochę przeszłość bohaterki oraz jej przemyślenia na temat obecnej sytuacji oraz na temat utraconych rodziców.
Coraz bardziej zastanawia mnie ten facet współpracujący z Voldim. Obaj ewidentnie mają niecne plany względem Susan. Bardzo ciekawi mnie ten wątek, bo może być naprawdę ciekawie. Wiesz, że lubię, kiedy jest ciekawie.
Miało się coś dziać i się dzieje. Specjalnie wepchnęłam już Christophera. Nie lubię go za to jaki jest. Susan musiała się dostać do drużyny. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby Nott odpuścił. Tym bardziej, że są pewne plany z jego osobą. No, ale żeby nie wyszło nudnie i przewidywalne to ja kocham Notta, a Susan może sobie pogwizdać. Ale gdybyś zajrzała do zakładki bohaterowie i przypomniała sobie parę rozdziałów wstecz od razu wiedziałabyś, co planuje :)
UsuńA co do tej perspektywy, nie będzie się ona pojawiać często. Taki zapychacz akcji, no niestety, musiał się pojawić. Voldemort i ten Śmierciożerca. Ha! Ale się zdziwisz.
UsuńNie zdziwię się, jeśli tym kolesiem będzie właśnie Christopher ;). W sumie to sama nie wiem, czy lubię Chrostophera, jest niepokojący, ale ogólnie bardzo lubię paringi między uczennicami a nauczycielami.
UsuńNie mniej jednak, chyba faktycznie muszę sobie przypomnieć, bo coś mi się zapomniało.
WItaj kochana;)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie kwestią niebieskiej koperty i jej zawartością.
No i cały Christopfer.
Do tej pory miałam o nim dobre zdanie, ale teraz sama nie wiem.
W zasadzie mam mieszane uczucia i cieszę się że nie kończysz tak szybko opowiadania.
Susan to fajna i niesamowita dziewczyna i bardzo mi jej szkoda.
Nie ma pojęcia jak wielkie chmury nad nią wiszą.
Oby zdołała się jakoś z tego wyplątać.
Nie wydaje mi sie by była osobą, która może być zła a wręcz przeciwnie.
Tak jak ją ocenił tamten chłopak... strasznie naiwna i obawiam się że łatwo może wpaść w ich sidła.
Mam jednak nadzieję, że tak sie nie stanie i wszystko dobrze się skończy.
Ogólnie coraz lepiej mi się czyta to opowiadanie i masz u mnie wielkie plusy.
Pozostaje mi tylko czekać na NN aby już niedługo.
pozdrawiam serdecznie.
Ten rozdział ma w sobie to coś. Nie potrafię określić dokładnie co, ale ma to coś :)
OdpowiedzUsuńTyle masz tutaj zagadek, ze zaraz zacznę się gubić ;P
Wydawało mi się, że koleś od Voldzia to Christopher, ale coś mi się teraz zdaje, ze to jest ktoś inny teraz. Ktoś młodszy, zapewne rówieśnik jakiś? ;> chyba, że zeszłam z dobrego tropu ;)
Nott cały czas mnie bardzo intryguje. Cały czas męczy mnie kwestia, ż eon coś ukrywa. CZyżby coś wiedział o jej historii i rodzicach lub jego rodzina coś odwaliła? TAk przeczuwał własnie. Ale do końca nie jestem pewna tych wszystkich rzeczy, co sprawia, że twoje opowiadanie jest świetne ;)
Perspektywa Susan bardzo ciekawa, ale zgadzam się - dziwna wyglądała w środku tekstu z narracją trzecioosobową. Kursywa całego fragmentu załatwiła by sprawę ;)
Podoba mi się to, że Susan zaśmiała się Christopherowi w twarz. Bardzo mu dobrze, bo nie wiadomo jakie ma zamiary czy nie ma uczuć, to i tak musiała to go niezłe zaboleć, takie upokorzenie to nie byle co. A powiedzenie tego Dafne będzie złym pomysłem. Ona tylko się wścieknie i jej nie uwierzy.
To Susan nie przeczyta listu w niebieskiej kopercie lub przeczyta, ale zmodyfikowaną treść? ONa dostała ją od matki czy ojca Dafne i Astorii? Bo jak od ojca to już chyba podejrzewam, czemu czeka go śmierć, a jeżeli nie to nie ;D
DRaco też jest jakiś dziwny (może to on jest w układzie z Voldziem :D). Niby piszesz, ze traktuje ją obojętna, a zaraz kiwa jej głową, by dodać jej odwagi. Coś tu nie gra ;)
Pozdrawiam ;)
No cóż, ciekawa sprawa z tym Christopherem. Teraz już jest jasne, że Susan wpadła mu w oko. Pytanie, czy będzie dalej kontynuował próby przekonania jej do siebie, czy zostawi ją w spokoju. Jestem też ciekawa, czy jego uczucie to zwykłe pożądanie czy coś więcej i czy zdoła to zniszczyć jego związek z Dafne. Ogólnie wątki miłosne w Twoim opowiadaniu są skomplikowane i nie jestem w stanie przewidzieć, jak się dalej potoczą.
OdpowiedzUsuńTak jak nauczyciela, mnie również zaskoczyła rekacja Susan na jego zachowanie. Cóż, dziewczyna jest naprawdę specyficzna. Chyba większość osób na jej miejscu by wiało. Ale szkoda, że tym swoim pogardliwym śmiechem spłoszyła samego Christophera - powinni to wyjaśnić :)
Cieszę się, że Susan dostała się do drużyny. Widać, że latanie sprawia jej przyjemność - może właśnie ono osłodzi jej pobyt w szkole? A wszystko dzięki upartości Notta. To on ją doprowadził do jej pasji, inaczej bałaby się przystąpić do sprawdzianu. Pierwsza dziewczyna w drużynie? A to ci ,,zaszczyt''!
Podobały mi się rozważania Susan o rodzicach. Ja na jej miejscu też pewnie zastanawiałabym się, co by było gdyby żyli. I coś mi się wydaje, że za morderstwem państwa Sewellów kryje się jakaś grubsza afera xD
I ta końcówka...Lubię takie. Co prawda niewiele mogę się z niej dowiedzieć, ale niewątpliwie mnie zaciekawiłaś :)
Christopher z jednej strony jest bardzo intrygującą postacią, pożąda Susan, jak zakazanego owocu, oszukuje Dafne i jeszcze obserwuje całe otoczenie Susan z naciskiem na Notta. Z drugiej strony jest niebezpieczny i pewnie na początku będzie mącił. Ciekawie opisałaś trening Ślizgonów, nie zdziwiłam się, gdy Teodor pozwolił jej grać w drużynie, na pewno tego chciał. Jestem ciekawa, co było w tym liście, szkoda, że nie odczytała go od razu. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuń[corka-glizdogona]
Hej, hej.
OdpowiedzUsuńNa Trzy Wspomnienia natknęłam się całkowicie przypadkiem. Wiesz, co najbardziej przykuło moją uwagę? Szablon. Mam taki sam na jednym z moich blogów i w sumie ten drobny szczegół zadecydował o tym, że postanowiłam przeczytać Twoje opowiadanie.
Nigdy nie spotkałam się z takim pomysłem, bo i nigdy nie interesowałam się specjalnie Ślizgonami, albo ściślej mówiąc: siostrami Greengrass i innych osób ich pokroju, że tak to ujmę. Wprowadzenie postaci Susan do domu arystokratów to naprawdę ciekawy pomysł i już po prologu naprawdę zainteresowałam się tą historią. Nie żałuję.
Bardzo lubię Susan, to chyba moja ulubiona bohaterka z całego opowiadania. Podoba mi się, jak ją kreujesz, że nadal jest trochę skryta w sobie i, jak widać, w głębi duszy cierpi po stracie rodziców. Wychowywanie się w takim domu z pewnością było dla niej niewyobrażalnie trudne, dlatego nie dziwię się, że z niego uciekała. Jednak mimo tego całego swojego hm... zagubienia?, uważam, że bardzo nadaje się na Ślizgonkę. Po prostu ma coś takiego w sobie i moim zdaniem to bardzo fajnie, bo nie lubię przedstawiania Ślizgonów jako tych złych.
Kolejne postacie, które przykuły moją uwagę: Dafne i Teodor. Ta pierwsza, bo podoba mi się postawa, jaką przybrała w stosunku do Susan. To trochę okrutne, że zainteresowała się nią po tylu latach, no ale zawsze coś. Ona naprawdę potrzebuje trochę uwagi. No i Teodor. Jest lekko nachalny, fakt, ale mimo wszystko mam do niego sentyment po pewnym opowiadaniu (czy mi się zdaje, czy też czytasz Wyjątek Empatii? ;D) dlatego nie mogłabym go nie lubić. Jest jeszcze Christopher, który również nie jest mi obojętny, ale na razie nie mam o nim zdania. Zobaczymy, co to jeszcze z tego będzie.
Na razie nic szczególnego się nie dzieje, ale ciekawi mnie rzekome przystąpienie Susan do szeregów Śmierciożerców. Jestem ciekawa tego mężczyzny i co kryje w sobie przeszłość Sewellów, bo na pewno coś interesującego. I ta niebieska koperta... mam nadzieję, że Susan wkrótce ją otworzy, bo jestem niezwykle ciekawa, co tam zastanie.
Na pewno o czymś zapomniałam, najwyżej później coś dopiszę. Życzę dużo weny i czekam z niecierpliwością na rozdział siódmy.
Pozdrawiam serdecznie!
[kolysanka-dla-nieznajomej]
Napisałam taki długi komentarz! Tak okropnie długi komentarz, który mi się skasował... Nie no, zabiję się, naprawdę.
OdpowiedzUsuńTen pewnie wyjdzie o wiele krótszy, bo wszystkiego pozapominam, ale się postaram. Ech.
Na Trzy Wspomnienia trafiłam całkowicie przypadkowo. Wiesz, co przykuło moją uwagę? Szablon. Mam taki sam na jednym z moich blogów i to głównie przez niego postanowiłam zatrzymać się tu na dłużej. I nie żałuję.
Twój pomysł na to opowiadanie niewątpliwie wybija się w porównaniu do innych. Może to dlatego, że nie czytuję zazwyczaj historii o Ślizgonach, a, ściślej mówiąc: o Greengrassach i ludziach ich pokroju, że tak to ujmę. A szkoda, bo po takim opowiadaniu z pewnością sporo tracę.
Zacznijmy od tego, że umieszczenie postaci Susan w domu Greengrassów jest naprawdę niezłym posunięciem. Nie pomyślałabym, że może tam z nimi mieszkać jakaś inna dziewczyna, zwłaszcza z tak ciekawą osobowością. Bo Susan naprawdę polubiłam. Niby taka zagubiona sierota, ale ona charakterek i nie mogę się doczekać, aż w pełni nam go pokaże. Na pewno sporo przeszła i nie dziwię się, że tyle razy uciekała z domu - mieć taką rodzinę... Skojarzyła mi się trochę z Harrym, który też był podobnie traktowany przez Dursleyów, jeśli nie gorzej.
Oprócz Susan moją uwagę zwróciły jeszcze dwie inne postacie, a mianowicie Dafne i Teodor. Ta pierwsza, bo jako jedyna okazała Susan jako-takie zainteresowanie. Fakt, trochę lat minęło i to lekko okrutne, ale zawsze coś. A Teodor... czytam jedno opowiadanie z nim w roli głównej i mam do tego postaci duży sentyment (czy mi się zdaje, czy ty też czytasz Wyjątek Empatii? ;D). Mimo, że jest trochę nachalny i jest blondynem, jakoś tak nie mogę go nie lubić. Oprócz tego jest jeszcze Christopher, który również nie jest mi obojętny, ale jakoś jeszcze nie wyrobiłam sobie o nim zdania. Zobaczymy, jak to z nim będzie.
Co prawda jak na razie nie dzieje się dużo, ale zaciekawiła mnie ta sprawa ze Śmierciożercami i fakt, że Susan być może do nich przystąpi. Co takiego skrywa w sobie rodzina Sewellów? Jestem przekonana, że coś interesującego. No i ta niebieska koperta... czekam, aż Susan w końcu ją otworzy, bo umieram z ciekawości by dowiedzieć się, co tam też jest. To znaczy, pewnie list, ale chodzi mi o treść xD
Tak jak myślałam, komentarz nie wyszedł mi równie dobrze, jak poprzedni, ale mam nadzieję, że Cię ustatysfakcjonuje. Następnym razem postaram się bardziej.
Czekam na nowy rozdział i pozdrawiam serdecznie. Życzę dużo weny :)
[kolysanka-dla-nieznajomej]
Nie wiedziałam na który komentarz Ci odpowiedzieć, opublikowały się przypadkiem oba, więc zaraz jeden skasuje. Przecież i tak wyglądają bardzo podobnie ;)
UsuńPo pierwsze dziękuję za tak wyczerpującą opinię. Sama wiem, że napisanie takiego komentarza pod opowiadaniem, które zaczęło się czytać do łatwych zadań nie należy.
Czytam Wyjątek Empatii i mogę szczerze przyznać, że tamto opowiadanie zainspirowało mnie do napisania tego. Ale ciichosza... xd
Osobiście Susan nie lubię. Ta dziewczyna choć ma jakieś moje cechy charakteru jest za bardzo skryta, ale mam zamiar jakoś ją przełamać. Teodora uwielbiam i będzie tu tkwił choćby niektórzy napisali, że kończą z czytaniem. On jest tutaj kluczą postacią. Chris... o nim będzie jeszcze wiele, więc nie chciałabym komentarzem zdradzać. A że często to robię... :)
Dafne kocham. Ta dziewczyna tylko z pozoru jest taka pusta. Ale ma pazurkii, oj ma.
Ściskam.
Czy ta osoba na końcu rozmawiająca z Voldemortem to Christopher? Ojojojoj namieszało się. I co takiego chce jej powiedzieć Nott? I co to za tajemnica, którą owiana jest cała rodzina Sewellów. I ta niebieska koperta? Nie mogę się doczekać następnego, obiecuję, że będę czytać, dodaję do obserwowanych oraz do listy czytanych na moim blogu. Życzę weny i wstaw rozdzialik szybciutko, proszę <3.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Honeyed Girl.
PS. Zapraszam również do siebie na http://fremionelicious.blogspot.com/
Szczerze mówiąc, byłam bliska szybkiego ucieknięcia z tego bloga, ale z nudów włączyłam sobie Twój soundtrack i zostawiłam otwartą zakładkę, buszując po sieci. Może nie wszystkie piosenki przypadły mi do gustu, ale naprawdę trafiłaś z nimi w dziesiątkę - pasują do bloga, są w pewien sposób neutralne i nie sposób ich nie lubić. Tak więc zaczęłam czytać, teraz już zainteresowana ;)
OdpowiedzUsuńHmmm, chyba będę komentować na bieżąco z czytaniem. W prologu i pierwszym rozdziale znalazło się parę literówek - chciałam Ci je tutaj wypisać, bo było ich malutko, ale niestety Twój szablon nie pozwala mi skopiować pewnych części tekstu, nie wiem dlaczego. Może to tylko wina mojej przeglądarki, hm.
Bardzo podobał mi się sposób, w który przedstawiłaś nam Dafne. W blogosferze pełno jest opowiadań, w których możemy znaleźć wredne dziewczyny, które właściwie nie mają żadnego powodu, by być wredne, ale Ty postanowiłaś pokazać Dafne inaczej, co Ci się chwali - od razu ją polubiłam. Szczerze mówiąc, rzadko kiedy mogę naprawdę powiedzieć, że polubiłam jakąś postać (jeżeli chodzi o fanfiki).
Niestety, trochę zawiodłam się tym, że Lord Voldemort chce zwerbować Susan Sewell. Często już czytałam o rodzinach, które odwróciły się od Voldemorta, a później ich dzieci musiały "zapłacić cenę" i zostać Śmierciożercami. W dodatku, zazwyczaj nie ma żadnego usprawiedliwienia na to, dlaczego Czarny Pan chce mieć w swoich szeregach te dzieci, poza jakimś tekstem w stylu: "Sewell jeszcze zapłaci za błąd swoich rodziców. Zasili moje szeregi, choćbym miał ją zmusić do tego siłą.". Voldemort był inteligentnym człowiekiem, uzdolnionym i sprytnym czarodziejem. Po co byłaby mu jakaś tam dziewczyna, która mogłaby zdradzać jego plany Zakonowi Feniksa? Po co mu dziewczyna, która nigdy naprawdę nie przejdzie na jego stronę, bo zamordował jej rodzinę?
A teraz rozdział drugi... bardzo, bardzo brakowało mi opisów postaci. Draco doczekał się jedynie wspominki o seksownym uśmiechu, mój ukochany Blaise Zabini niczego, a narzeczony (nie pamiętam imienia, przepraszam) Dafne został określony w myślach Susan jako typowy przystojniak. Wciąż lubię Dafne, chociaż kazała się Susan trzymać z daleka od Teodora, więc oczywiście jej opisu też mi brakowało.
OdpowiedzUsuńChociaż Carol powinna być nielubiana, nadałaś jej też pozytywne cechy - w końcu nie chciała, by Susan była zmuszona rzucać szkołę w imię zamążpójścia. W tym momencie bardzo się cieszę, że na początku z nudów zainteresowałam się soundtrackiem, bo gdyby nie on, to pewnie nie pisałabym tego komentarza. Chciałam wspomnieć o realności postaci na końcu komentarza, robiąc z tego swojego rodzaju podsumowanie, ale po prostu nie potrafię się powstrzymać, żeby teraz się na ich temat wypowiedzieć - rzadko kiedy można spotkać w fanfikach tak realne postacie. To znaczy - nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam. Nie myśl sobie, że jestem jedną z tych osób, które po prostu chwalą wszystko z góry do dołu, które patrzą na tekst jedynie z perspektywy posłusznego czytelnika - bo tak nie jest. Zazwyczaj czytam fanfiki z czystych nudów i chyba żaden jeszcze nie wzbudził we mnie takich uczuć, jak ten. Nie są to jakieś powalające na kolana odczucia, a współczucie i zrozumienie. Tak, tak, wciąż rozpływam się nad tym, że Carol jednak ma w sobie coś z człowieka, bo jestem pewna, że 99% pisarzy w blogosferze próbowałoby pokazać ją jako skończoną suuu... ekhem - chrząkam.
Trzeci rozdział, znóóów brak mi opisów postaci. W czwartym tak samo, niestety - co prawda coś tam napomknęłaś na temat Christophera, ale jestem wymagająca pod tym względem, więc nie jestem zaspokojona. Mam wrażenie, że tak bardzo poświęcasz się opisywaniu świata przedstawionego, że zapominasz o tych biednych bohaterach, którzy w moich wyobrażeniach są pozbawieni mimiki twarzy.
Troszkę irytuje mnie fakt, że wszystkich w swoim opowiadaniu mianujesz jako mężczyzn i kobiety - nie, większość z nich to są chłopcy i dziewczyny. Reakcja Susan na końcu piątego rozdziału wydała mi się naciągana - na jej miejscu też nie byłabym ucieszona nieuzasadnionymi korkami z eliksirów, ale nie przesadzajmy. W tej scenie czegoś mi brakowało.
OdpowiedzUsuńNiewiele wiem na temat Susan, a szkoda, bo to główna bohaterka. Oprócz tego, że narrator daje nam do zrozumienia, że dziewczyna nie jest wzorową uczennicą i że ma w poważaniu arystokratów, to właściwie nie wiem nic. Brakuje mi w niej pewnej głębi, czegoś więcej... tak, nadal bardziej lubię Dafne, chociaż nie pojawia się już tak często. Nie chcę być jakaś nachalna, ale myślę, że ten wątek swojego rodzaju "przyjaźni" między dziewczynami był naprawdę obiecujący i miał potencjał, a ty sprawiałaś, że obie wydawały mi się bardzo realne. Bez Dafne Susan już nie wywołuje we mnie żadnych emocji...
Hm, rozdział szósty. Wciąż zastanawiam się, ile tak naprawdę lat ma Christopher, skoro nazywasz go mężczyzną i w dodatku pracuje w szkole. Jest nieoficjalnie zaręczony z Dafne, ale skoro fantazjuje na temat Susan, to nie może być aż tak stary... trapi mnie to.
Znów dziwi mnie zachowanie Voldemorta. Miałam nadzieję, że może w ciągu tych sześciu rozdziałów dasz mi do zrozumienia, że jednak Susan jest dla niego czymś więcej niż tylko zemstą, następną śmierciożerczynią, ale nie...
Może trochę zbyt bardzo pośpieszyłam się z tym wypowiadaniem o realności postaci - Nott wydaje mi się trochę płaski, pomimo tego, że darzę go sympatią, a Susan niedostatecznie rozbudowana. Naprawdę, Susan&Dafne miały potencjał.
Pozdrawiam,
Noisia Weltschmerz.
PS: Mam nadzieję, że wszystkie komentarze się opublikują, bo musiałam podzielić na części swoją wypowiedź :/
Bardzo dziękuję za szczerą opinię. Właśnie na takie "wytykanie" czekałam od jakiegoś czasu, bo szczerze, nie wiem, co mogłabym poprawić w tym opowiadaniu.
UsuńNie miałam pojęcia, że moi bohaterowie niknął w tłumie. Okazuje się, że nawet ich nie przedstawiłam tak jak powinnam to zrobić już na samym początku. Wychodzi na to, że najbliższy rozdział poświęcę właśnie na przybliżone portrety.
Zgadzam się z tym, że ta scena w gabinecie Christophera nie wyszła tak jak powinna. Pisałam ją na siłę, aby jakoś przyspieszyć akcję. Wiem, że nie wyszło mi to. Sam Chris ma 23 lata. Pamiętam, że wspominałam o tym w rozdziale, w którym doszło do przyjęcia. Nie określiłam dokładnie wieku, ale wspomniałam, że skończył niedawno szkołę i jest parę lat starszy od dziewczyn.
Nazywanie bohaterów kobietą i mężczyzną miało na celu nie powtarzanie imion. Kiedyś zostało mi to wytknięte. Najwidoczniej teraz przegięłam w drugą stronę.
Sama uwielbiam Dafne. Mam wobec niej trochę planów, więc taka miła znowu nie będzie.
Co do Voldemorta. Zauważ, że teraz bardzo trudno napisać opowiadanie, które nie będzie przypominało czegoś, co już zostało opublikowane. Sama nie czytałam historii o dzieciach byłych Śmierciożerców. Ale teraz jak to napisałaś to wpadłam na pomysł jak rozwinąć ten wątek, aby był bardziej oryginalny. Zobaczymy jak mi wyjdzie.
Nie porzuciłam jeszcze wątku Susan&Dafne. Po prostu czekam aż coś się istotnego wydarzy, aby do niego wrócić. Planuje rozmowę dziewczyn między rozdziałem ósmym a dziewiątym. Nie chcę się za bardzo spieszyć z akcją.
Dziękuję za wyczerpującą opinię. Pierwsze rozdziały były niebetowane, a mnie mogły błędy umknąć. Mam nadzieję, że następne rozdziały spodobają Ci się bardziej, bo mam zamiar popracować nad fabułą.
Ściskam, Donna.
Uwielbiam rozdziały poświęcone kreowaniu charakteru postaci, dlatego czekam z niecierpliwością ;).
UsuńAch, mnie też kiedyś wytknięto zbyt częste powtarzanie imion, ale zwrotów typu "mężczyzna", "kobieta", ewentualnie odnoszenie się do postaci po kolorze włosów, nienawidzę - rezerwuję je sobie jedynie do określania bohaterów, której tożsamości czytelnik jeszcze nie zna lub którzy nie są na tyle ważni, by głębiej ich przedstawiać. Zauważyłam też, że w książkach mało kiedy używa się tych słów jako substytutów do imion, jeżeli chodzi o głównych bohaterów, co jest chyba najważniejszym czynnikiem mojej rezygnacji z ich używania. Zawsze się staram majstrować zdaniami tak, by było wiadomo, o kogo chodzi.
Jasne, że trudno jest napisać fanfika o czymś, co jeszcze nie zostało przez kogoś opisane - podstawy mogą być oklepane i przerabiane przez wielu, ale ważne, żeby całe opowiadanie nie było schematem, który był opisywany przez miliony, gdzie wystarczy podmienić imiona i będziemy mieli to samo. Wiem, że oklepane podstawy trudno jest obrócić na swoją korzyść, jako że sama teraz piszę ff potterowskie, ale za swój punkt przewagi uznaję to, że (módlmy się, by nikt bystry mnie nie rozgryzł) właściwie w fabule nic nie będzie wskazywać na to, czego się później dowiemy... no i dodałam też dość niecodzienny wątek.
Chwała Merlinowi, że Susan&Dafne nie porzuciłaś, bo trochę się tego obawiałam.
Gdzieś wyżej w odpowiedzi na czyjś komentarz napisałaś, że nie lubisz Susan. Aż się zdziwiłam! Jak można nie lubić głównego bohatera swojego opowiadania? :O Może właśnie dlatego tak niewiele mogłam o niej powiedzieć... bo z tego braku sympatii mniej się do niej przykładałaś niż do Dafne? Hm.
Wiesz, niedawno naskrobałam pierwszy rozdział swojego potterowskiego fanfika, może wpadniesz? Szczerze mówiąc, byłabym ciekawa, co mogłabyś na jego temat powiedzieć... Z drugiej strony, nie zmuszam :).
brudna-krew.blogspot.com
Pozdrawiam,
N. Weltschmerz.
Ja nie piszę dobrze, więc u mnie majstrowanie zdaniami raczej nie wypali. Chociaż wiem, że nie robię tego najgorzej i coś tam potrafię skoro mam czytelników ;>
UsuńAle wezmę sobie wszystkie Twoje uwagi do serca i coś zmienię. Bo widzę sama, ze opowiadanie nie wygląda tak jak zamierzałam to zrobić na samym początku. Na całe szczęście to dopiero początek i nie muszę poprawiać wszystkiego.
Tak, nie lubię Susan. Trochę wymknęła mi się spod kontroli. Do tego chciałam, żeby miała moje cechy charakteru, ale tak niestety nie jest. Chociaż ta jej tajemniczość się zgadza. Coraz bardziej przekonuje się do tego, iż nie można swoich cech charakteru nadać głównym bohaterom opowiadania. Jest to niewykonalne.
Opowiadań ff jest masa w internecie. Gdzie nie wejdę, to zazwyczaj coś się pojawia. No cóż... Ale znowu trudno jest napisać coś własnego. Większość osób szuka jakiejś podstawy, czegoś, co rozumie. A wszystkie opowiadania są głównie pod czytelników.
Na Twojego bloga chętnie wpadnę, bo przyznam, że zaciekawiłaś mnie nie tyle adresem, ale tym, co piszesz w komentarzach. Więc jestem ciekawa Twojego opowiadania.
Ściskam, Donna.
Robi się naprawdę nie za ciekawie. I do tego tyle zagadek w około. Teraz już rozumiem zainteresowanie Christophera dziewczyną. No i ta koperta, no, jestem zainteresowana tym, co tam się znajduje. Pewnie ma to związek z jej rodzicami. I w ogóle muszę przyznać, że z rozdziału na rozdział jest coraz to ciekawie:) I fajnie, że Susan udało się dostać do drużyny i już mnie ciekawi, co takiego ważnego musi powiedzieć jej Nott.
OdpowiedzUsuń