poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział XIV: Wyznanie

Ranek nie przyniósł upragnionego ukojenia. Susan nadal czuła cały ból i frustrację dnia poprzedniego i, jak dotąd, nie znalazła sposobu, jak się tego pozbyć. Usilnie próbowała wyprzeć wspomnienia i treść listu z głowy, jednak każda próba kończyła się niepowodzeniem. Po jakimś czasie dała sobie z tym po prostu spokój. Mogła jedynie rozpamiętywać wczorajsze wydarzenia i wiedzieć, że przez ten cały czas była oszukiwana. Jednak istniała jeszcze jedna możliwość: mogła zacząć szukać rodziców na własną rękę, o ile jeszcze żyli. Z drugiej strony, zastanawiała się, co im powie, kiedy już ich odnajdzie. Mogła również napisać pełen pretensji list do swoich przybranych rodziców z pytaniem, dlaczego ukrywali prawdę przez tyle lat. Jednak doskonale wiedziała, dlaczego. Jej matka wytłumaczyła wszystko w liście.
W przypływie bezsilności Susan uderzyła pięścią w stół, przy którym siedziała w Wielkiej Sali. Parę zaciekawionych uczniów spojrzało na nią, ale nie przejęła się tym. Skierowała swój wzrok najpierw na drzwi, a kiedy nie ujrzała w nich nikogo znajomego, przeniosła go na stół nauczycieli i zauważyła Christophera Rutherforda, który bacznie się jej przypatrywał. Momentalnie zainteresowała się tym, co znajdowało się na jej talerzu.
Była głodna, ale po tych wszystkich rewelacjach nie miała apetytu. Jednak nie widziała w sensu w głodzeniu siebie i z westchnieniem sięgnęła po widelec. Jajecznica, którą nałożyła sobie wcześniej, nie miała smaku. A raczej miała, tylko Susan go nie czuła.
Machinalnie unosiła widelec do ust. Ta monotonna czynność sprawiła, że była czymś zajęta i przestała chociaż na moment myśleć o liście i swoich żyjących, albo nieżyjących, rodzicach i bracie.
— Dobrze spałaś?
Dafne usiadła po jej prawej stronie i sięgnęła po dzbanek z sokiem dyniowym. Susan pokręciła przecząco głową i wzięła do ust kęs jajecznicy.
— To tak jak ja, strasznie się wiercisz w nocy. — Chociaż Dafne starała się rozluźnić napiętą atmosferę między nimi, kiepsko jej to szło. — Dobra, posłuchaj…
— Nie, to ty posłuchaj — przerwała jej Susan. — Nie mam pojęcia, jakich bzdur nagadała ci Astoria, ale mnie z nim nic nie łączy. On jest moim nauczycielem, nikim innym.
Dafne pokiwała głową na znak, że jej wierzy.  Tak naprawdę nie była pewna słów swojej przyrodniej siostry. Niemniej jednak to, co opowiedziała jej zeszłego wieczoru Astoria, wydało się bardzo nieprawdopodobne. Susan była ładną dziewczyną, ale nie na tyle, aby zainteresować kogoś takiego jak Christopher. Dodatkowo nigdy nie zwracała uwagi na płeć przeciwną, więc podejrzewanie jej o romans z nauczycielem było absurdalne.
— A więc wszystko między nami w porządku? — zapytała Sewell. — Wiesz, o wiele lepiej jest żyć ze świadomością, że nie wszyscy w rodzinie cię nienawidzą.
— Oni cię wcale nie nienawidzą — wymruczała Dafne. — Moi rodzice są po prostu bardzo surowi i nie potrafią okazać żadnych pozytywnych uczuć.
— To nie zmienia faktu, że traktują mnie jak obcą osobę, mimo tego że mieszkam z wami od urodzenia.
— Susan — zaczęła, ale urwała, kiedy zobaczyła minę swojej przyrodniej siostry. — Masz rację, traktują cię inaczej w pewnych aspektach. Jednak nie zapominaj, że uważają cię za członka naszej rodziny i dlatego za mąż wyjdziesz z ich domu, jako Greengrass.
To sprawiło, że Susan przestała się odzywać. Kompletnie zapomniała, że po skończeniu tego roku będzie musiała wyjść za mąż za człowieka, którego w ogóle nie zna. Nawet nie wiedziała, kim on jest. Nie znała jego nazwiska, wieku, a jednak musiała stanąć na ślubnym kobiercu i obiecać mu wieczną miłość i wierność. Susan nie wiedziała, jak temu wszystkiemu podoła, bo wizja brania ślubu w wieku siedemnastu lat ją przerażała. Z drugiej strony mogła się nie zgodzić, ale doskonale wiedziała, że jej sprzeciw nic nie zmieni. Zazdrościła Dafne, że ona wie za kogo wyjdzie, i Astorii, która najwidoczniej była szczęśliwa z wyboru przyszłego męża.
— Masz ochotę się przejść? — zaproponowała Susan.
Jej sąsiadka parsknęła i wskazała ręką na wysokie okno, w które co jakiś czasu uderzały duże krople deszczu.
— Nie ma mowy, nie ruszam się dzisiaj z zamku.
Speszona Susan odłożyła widelec i zaczęła się podnosić. Jakoś deszcz nie bardzo jej przeszkadzał, a wizja, że jednak zostanie sama, bardziej ją ucieszyła niż zasmuciła. W jakimś stopniu lubiła towarzystwo swojej przyszywanej siostry, jednak tym razem spytała ją z grzeczności, czy chciałaby się z nią przejść po szkolnych błoniach. Susan nie zwracała uwagi na lekki deszcz, wiedząc, że za parę dni wychodzenie na spacer będzie kompletnie niemożliwe. Ziemia nabierze wilgoci i cały teren stanie się śliskim bagnem, po którym przejście bez przewrócenia się będzie wymagało cudu.
— Jak chcesz — odparła i szybko się pożegnała. Na odchodnym spojrzała jeszcze na stół nauczycieli, ale Christopher był już pogrążony w rozmowie z nauczycielką numerologii.
Do drzwi  zamku nie musiała pokonać wiele, więc przeszła ten odcinek w szybkim tempie. Susan tak bardzo chciała wyjść na błonia, że nie pomyślała, iż powinna wziąć ze sobą płaszcz lub przynajmniej grubszy sweter.
Kiedy otworzyła drzwi, nie poczuła żadnego chłodu, który zazwyczaj towarzyszył opadom deszczu. Śmiało ruszyła więc w stronę jeziora. Chciała popatrzeć, jak krople wody uderzają o taflę. We Francji wiele razy obserwowała to zjawisko i zawsze ją to fascynowało. Zastanawiała się, jakim cudem krople deszczu, uderzając w wodę, mogą tworzyć kształt koła, który po chwili powiększał się do tego stopnia, że nachodził na inne okręgi. Z drugiej strony nie chciała znać prawdy, bo wtedy cała magia by znikła.
Potrząsnęła głową. Naprawdę myślała o takich nic niewartych sprawach jak okręgi na tafli jeziora?
Ze względu na mokrą ziemię nie mogła na niej usiąść, więc po prostu stanęła i mocno objęła się ramionami. Choć z początku nie czuła panującego chłodu, po chwili chłodny wiatr z deszczem dał się we znaki. Skuliła się w sobie z nadzieją, że się rozgrzeje. Jednak dreszcze spowodowały, że musiała zawrócić z powrotem w stronę zamku. Zrobiła to okrężną, trochę zahaczając jeszcze o skraj Zakazanego Lasu i szklarnie profesor Sprout, drogą.
Susan potrzebowała pobyć sama. Ciągła obecność innych uczniów ją rozpraszała. Nie chciała również przebywać w murach zamku, gdzie na pewno spotka Christophera w jednym z korytarzy. A skoro lekcje zaczynały się dopiero za pół godziny, pragnęła to wykorzystać.
Nie chciała wracać do treści listu, bo było to bezsensowne. Nie uda jej się niczego zmienić, poznać rodziców czy kiedykolwiek się z nimi spotkać. Skoro dostała ten list, to znaczyło, że oboje nie żyli, tak przynajmniej było tam napisane.
Największy problem stanowiła teraz Więź, o której pisała matka. Skoro twierdziła, że może ona zabić, Susan zaczęła sobie wyobrażać swoją śmierć na tysiące sposobów, bo nie wiedziała, która będzie tą właściwą. W każdej chwili mogła upaść i już nigdy się nie podnieść, dlatego tak ważne było, aby dowiedziała się jak przed tym się chronić. Jednak, co miała na myśli jej matka, mówiąc, że jest tak ważna dla samego Czarnego Pana? Sama Więź, skoro okazywała się tak rzadka i niebezpieczna, nie powinna mieć żadnego znaczenia, kiedy ona sama nie wiedziała, do czego to wszystko służy. Jakim cudem więc, Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać wiedziałby, jak się nią posłużyć? Zanim zacznie się bronić, powinna wiedzieć, co oznacza Więź Krwi i do czego służy. Jeżeli była to broń, to użyta przez niewłaściwą osobę, mogła spowodować klęskę drugiej strony, a dodatkowo sprowadzić śmierć na nią, jej posiadaczkę.
Pozostawała również kwestia brata. Skoro matka twierdziła, że on nadal żyje, to musiała być prawda. Jednak skąd mogła wiedzieć, kim ów chłopak jest. Mogła zostawić w liście jakąkolwiek wskazówkę, aby ułatwić jej zadanie. Z drugiej strony byłoby to bardzo lekkomyślne, bo gdyby list został przechwycony, to Czarny Pan zainteresowałby się również jej bratem. W takim razie doszła do wniosku, że tylko we dwójkę będą w stanie nauczyć się panować nad Więzią. A była już pewna, że on ją również posiada. Tylko jak miała go odnaleźć, nie mając żadnych informacji? Mogła zapytać Christophera, może on coś wiedział na ten temat, skoro miał wiedzę na temat Więzi. Od kogoś jej brat musiał się nauczyć tego wszystkiego.
Zatrzymała się gwałtownie, kiedy zobaczyła, że w jej stronę kieruje się Teodor Nott. Zacisnęła usta i odwróciła się w przeciwną stronę. Nie chciała z nim rozmawiać, nie chciała, aby zakłócił jej samotność. Nie interesowało ją, że pewnie chciał się zapytać o jej poszukiwania. Przyczynił się w dużej mierze do tego, co znalazła, jednak nie była pewna, czy może mu zaufać. A matka prosiła, aby nie powierzała tajemnic niewłaściwym osobom.
— Sewell! Zaczekaj!
Przyspieszyła tylko kroku, jednak nie odeszła zbyt daleko, ponieważ silna dłoń złapała ją za ramię i zmusiła do zatrzymania. Doskonale wiedziała, że to Teodor. Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy, więc spuściła wzrok, wpatrując się w ubłocone buty.
— Unikasz mnie? — zapytał wprost. Skoro tak to ujął, Susan delikatnie pokiwała głową na znak, że potwierdza. — Dlaczego?
Nie znała odpowiedzi na to pytanie, więc po prostu milczała. Gdyby się dłużej zastanowiła, doszłaby do wniosku, że odpowiedź jest jak na wyciągnięcie ręki. Nie potrafiła zaufać Teodorowi, bo nie wiedziała, jaki ma cel w tym, że jej wcześniej pomagał. Mogła jedynie pomyśleć o jego dobrym sercu, ale to wcale nie była prawda. Tacy ludzie jak Nott nie robią nic z dobroci serca, więc czegoś będzie po niej oczekiwał, a ona nie chciała niespodzianek. Mogłaby również zapytać się go o przyczynę jego pomocy, ale obawiała się, że nie tylko wyśmieje jej pytanie, ale również zbędzie i nigdy nie uzyska odpowiedzi.
— Dlaczego ciągle za mną łazisz i nie chcesz dać mi spokoju? — warknęła. — Nie potrzebuję twojego towarzystwa.
Zaśmiał się gardłowo.
— Dobre pytanie, Sewell — odparł i puścił jej ramię. Odetchnęła z ulgą, bo uścisk był na tyle mocny, że zaczęła czuć ból. — Zainteresowałaś mnie, dlatego za tobą chodzę. Zjawiasz się nagle, lśnisz swoim urokiem osobistym, a jednocześnie jesteś bardzo zagubiona.
Speszyła się. Cóż, nie spodziewała się tak banalnej odpowiedzi. Teodor Nott był po prostu nią zainteresowany.
— To nie znaczy, że musisz mnie prześladować.
— Uważasz, że cię prześladuję, kiedy pojawiam się w najmniej oczekiwanym momencie? – spoważniał, kiedy zobaczył jej minę. — Może i masz rację, powinienem pojawiać się wtedy, kiedy tego oczekujesz, prawda? 
Prychnęła.
— A co, nauczyłeś się czytać w myślach? — Od razu pożałowała swoich słów. Oczywiście, że potrafił czytać w myślach, pewnie nawet wiedział, o czym teraz pomyślała.
— Niekoniecznie, Sewell. Nie mam najmniejszej ochoty czytać ci w myślach, ale jednocześnie mam dość czekania, aż przejrzysz na oczy i zobaczysz, że jestem tobą zainteresowany i dasz mi jakiś znak.
— Znak? — zapytała zbita z tropu. — Mam ci zamachać, kiedy będę chciała się z tobą umówić? Naprawdę, Nott, czego ty się spodziewałeś?
Zdenerwowała go. Nie powinna mówić tych rzeczy, kiedy w końcu podszedł i powiedział jej, że jednak ma w tym jakiś interes. Patrząc na to, że udało jej się do niego zbliżyć, nie powinna mieć żadnych ale.
— Nie jestem tobą zainteresowana, Teodorze.
Sama się zdziwiła, że to powiedziała. Jednak nie znała go w ogóle. Nie miała to żadnego znaczenia, że teraz stoi tu przed nią i wprost mówi, że chce się z nią spotkać. Ona nie chciała tego tak bardzo, a wręcz pragnęła teraz znaleźć się w swoim dormitorium i zapomnieć.
Ponownie złapał ją za ramię, ale tym razem nie ścisnął.
— Sądzisz, że powinnaś mi odmówić?
— Tak.
Puścił ją i odszedł w przeciwną stronę. Susan odetchnęła z ulgą, kiedy widziała jego oddalającą się sylwetkę. Ta scena wydała jej się tak absurdalna, że miała ochotę się zaśmiać. Ale była tak przerażona, że nie śmiała.
Usłyszała dzwony, które wyrwały ją z zamyślenia. Od razu domyśliła się, że powinna natychmiast wracać do zamku, zanim dostanie szlaban za spóźnienie się na lekcję.

*

Dzień mijał zadziwiająco powoli, co wcale nie przeszkadzało Susan i jej kolegom z roku. Podczas każdej lekcji starała się zbliżyć do swojego partnera, ewentualnie partnera innego sąsiada. Podczas zielarstwa dołączyła do grupy Krukonów, którzy najpierw patrzyli na nią podejrzliwie, ale po paru minutach lekcji zobaczyli jej zaangażowanie i postanowili dać szansę. Susan rozmawiała z nimi o mało szczególnych sprawach, zazwyczaj nawiązując do danej czynności czy dołączając się do obgadywania niektórych nauczycieli, a nawet do narzekania na wysoki poziom nauczania. Dla niej taka nauka nie była niczym nowym, ponieważ w Beauxbatons całymi dniami siedziała zakopana w podręcznikach, ucząc się formułek zaklęć, teorii na zielarstwo czy przepisów na eliksiry. Wcale jej to nie przeszkadzało, ale dzisiaj robiła wszystko, aby wpasować się w tłum. Może i nie była w porządku wobec swoich nowych znajomych i nie była kimś, kim jest naprawdę, ale z całych sił pragnęła zapomnieć o sytuacji z dzisiejszego poranka.
Miała dziwne przeczucie, że Nott nie odpuści i nadal będzie za nią chodził, drążył i pragnął z niej coś wyciągnąć. Nie była tym zainteresowana. Miała naprawdę wiele spraw na głowie – musiała odszukać swojego brata, a przede wszystkim nauczyć się panować nad Więzią, zanim ta ją zabije.
I znowu zaczęła o tym myśleć, zganiła się w duchu.
— Susan, mogłabyś nie ściskać tak tej rośliny? Zaraz opryskasz nią Schuyler — zwrócił jej uwagę wysoki brunet, którzy przedstawił się jako Alex. Schuyler była jego dziewczyną, chociaż Susan odnosiła inne wrażenie, kiedy patrzyła na ich zachowanie. Nie wyglądali na zakochanych.
— Uch, przepraszam — wyjąkała Sewell i puściła łodygę.
Już zaczynasz wszystko chrzanić.
Susan odsunęła się od doniczek, aby zrobić miejsce innym członkom grupy i zaczęła rozglądać się dookoła. Widziała jeszcze inne zespoły, policzyła, że było ich cztery, a więc jej grupa była piąta. W kącie po prawej stronie pracowało paru Ślizgonów, przy drzwiach dwie grupki składające się z Puchnów i dwóch Krukonów. A Gryfoni jak zwykle trzymali się razem z Potterem i Granger. Kiedy spojrzała w stronę Wybrańca, ten jakby wyczuł to i podniósł głowę. W pierwszym odruchu chciała do niego pomachać, ale pokręcił nieznacznie głową, więc zmieniła zdanie. Wiedziała, że będzie musiała jeszcze z nim porozmawiać i oddać mu pelerynę-niewidkę, którą schowała pod poduszką w swoim dormitorium. Miała nadzieję, że Astoria nie wpadnie na pomysł grzebania w jej rzeczach. Chociaż po niej można było spodziewać się wszystkiego, włącznie z naruszeniem czyjejś prywatności.
Westchnęła i wróciła z powrotem do stołu. Na dzisiejszych zajęciach mieli pozrywać owoce Dyptamu, aby pani Pomfrey mogła wycisnąć z nich wydzielinę do celów leczniczych. Jak na razie udało im się zdobyć tylko trzy owoce, nie będąc jednocześnie poparzonym przez różowe liście. Zastanawiała się, dlaczego wszystkie magiczne rośliny muszą mieć skutki uboczne: Jadowita Tentakula atakowała człowieka i wstrzykiwała swój jad do jego organizmu, natomiast Mandragory wydawały z siebie te nieprzyjemne dźwięki…
— Mogę? — zapytała, przepychając się do przodu. — Już to robiłam w zeszłym roku.
To wytłumaczenie nie dotarło do Krukonów, którzy nadal stali przy swoich stanowiskach. Alex, który zajął jej miejsce, próbował dostać się do owocu znajdującego się dokładnie pod jednym z różowych kwiatów. Zasyczał z bólu, kiedy dotknął wierzchem dłoni żyłek parzących.
— Alex..?
Tym razem nie musiała długo czekać, bo chłopak odsunął się do tyłu, robiąc jej miejsce. Dalej się dziwiła, że Krukoni nie mogą po prostu przestać uważać się za najlepszych i uznać, że ktoś ma większe doświadczenie.  
Kiedy Susan znalazła się blisko rośliny, włożyła grube rękawice ochronne, które miały uniemożliwić kwiatom poparzenie jej dłoni. Zastanawiała się, dlaczego nikt z tej grupy nie wpadł na ten pomysł już wcześniej.
Poprosiła również Schuyler, aby złapała łodygę i unieruchomiła falującą roślinę, a następnie pewnym ruchem dłoni chwyciła małą, brązową kulkę i szarpnęła. Poczuła, jak owoc zaczyna drżeć jak galareta, więc uznała, że może go spokojnie włożyć do wiadra z wodą.
Powtórzyła ten zabieg jeszcze parę razy, aż kwiat znieruchomiał i zapadł w sen. Mogła poprosić o kolejną roślinę, ale chciała dać szansę innym.
— Dziesięć punktów dla Slytherinu — usłyszała głos profesor Sprout za swoimi plecami. Odwróciła się zażenowana, bo po raz pierwszy udało jej się zdobyć punkty. — W poprzedniej szkole nauczyłaś się zrywać owoce Dyptamu, panno Sewell?
— Tak, pani profesor. W zeszłym roku mieliśmy egzamin z części praktycznej zielarstwa.
— Świetna robota, oby tak dalej — pochwaliła i poszła dalej.
Susan usłyszała stłumiony chichot jednej dziewczyny, ale kiedy zerknęła w jej stronę, Ślizgonka zamilkła. Chcąc nie chcąc, Susan zdobyła punkty dla jej domu, więc nie powinna się śmiać.
— Może masz ochotę przyjść na spotkanie klubu nauki? — odezwał się czarnowłosy chłopak o imieniu Marcus. — Spotykamy się w każdy czwartek o osiemnastej w bibliotece. Przydałaby się nam osoba, która potrafi odróżnić różne rodzaje roślin.
Marcus nie proponował jej tego spotkania z czystej sympatii, ale również nie było po nim widać zazdrości czy niechęci. Przystałaby na tę propozycję, ale nie chciała marnować swojego czasu na debatach dotyczących nauki. Nie teraz, kiedy miała na głowie poważniejsze sprawy. Odmówiła więc, delikatnie tłumacząc, że czwartki ma zajęte innymi zajęciami.
— Szkoda, ale gdybyś zmieniła zdanie, to zaproszenie jest nadal aktualne.
Parę osób pokiwało głowami na potwierdzenie słów kolegi.
Cóż, przynajmniej na chwilę zapomniała o Teodorze.
Reszta lekcji upłynęła jej na przyglądaniu się, jak inni walczą z wydobyciem owoców Dyptamu. Parę osób skorzystało z jej sposobu i włożyło rękawiczki, więc ilość nieprzyjemnych dźwięków momentalnie zmalała.
Kiedy rozległy się dzwony obwieszczające koniec lekcji, szybko chwyciła za podręcznik od zielarstwa i skierowała się w stronę wyjścia ze szklarni.
— Możemy chwilę porozmawiać? — W swoim uchu usłyszała szept Harry’ego Pottera. Kiedy zobaczył, że nie ma nic przeciwko, złapał ją za rękaw szaty i pociągnął na tył kolejki, która w międzyczasie zdążyła się powiększyć. Dzięki temu mieli możliwość skierowania się w przeciwną stronę niezauważeni.
— Twoi przyjaciele nie mają nic przeciwko, że ze mną rozmawiasz?
— Pewnie mają, ale ta sprawa jest na tyle poważna, że nie przejmuję się ich opinią.
Zaskoczył ją. Nie tego się po nim spodziewała, myślała, że cała ich wczorajsza rozmowa, a także treść listu, zostanie im opowiedziana przez okularnika. Domyśliła się jednak, że zachował to wszystko dla siebie. Ale jakie to miało teraz znaczenie, skoro wiedziała, że Harry stoi po jej stronie, a jeżeli nie po jej, to na pewno po stronie Dumbledore’a?
Uczniowie szybko opuścili szklarnię, większość zaczęła biec do zamku, bo uporczywy deszcz do tej pory padał. Harry z Susan skierowali się w stronę zaciemnionego przez drzewa zakątka, w którym mieli nadzieję, że nikt im nie przeszkodzi.
— Dziwna sytuacja — zaczęła.
Nic nie odpowiedział. Kątem oka zobaczyła, że zaciska nerwowo dłonie w pięści i butem zaczyna rozkopywać ziemię. Dziwnym trafem, rozbawił ją ten widok.
— Mógłbyś przejść do rzeczy? Za chwilę mam eliksiry.
Westchnął przeciągle.
— Masz moją pelerynę? – Kiedy zobaczył, że pokręciła głową, spoważniał. — Dobra, mniejsza o to. Ufam, że ją oddasz w najbliższym czasie. Byłem u Dumbledore’a.
— Rozmawiałeś z nim o tym, co wczoraj przeczytałeś?! Nie miałeś prawa…
— Miałem czy nie miałem, to nie ma teraz znaczenia. Dyrektor jest zaniepokojony tą sytuacją i kazał ci przekazać, że jak nie znajdziesz kogoś, kto pomoże ci nad tym zapanować, to możesz zawsze na niego liczyć. No, na niego albo na mnie. Wpakowałaś się w niezłe bagno.
— Jakbym sama nie zauważyła, Potter — warknęła.
Wcale nie chciała pomocy Wybrańca, a tym bardziej dyrektora placówki, którego nigdy nie poznała. Może obydwaj stali po stronie dobra, ale to nie znaczyło, że mogła im zaufać. Właściwie, bała się to zrobić.
— Słuchaj, dzięki za pelerynę i w ogóle, ale nie mieszaj się w nieswoje sprawy. To moja sprawa, do kogo się zwrócę i kogo poproszę o pomoc. Nie twój interes.
Prychnął.
— Oczywiście, że mój. Nie mogę pozwolić, aby Voldemort dostał to, czego tak bardzo pragnie, nawet jeżeli nie potrafi się tym posłużyć. — Widząc jej minę, spotulniał. — Przepraszam, nie powinienem mówić o tobie w formie bezosobowej.
— Przestań zbawiać świat, Potter — warknęła na niego. — Nie jesteś bohaterem, masz dopiero szesnaście lat. Nie bierz się za coś, czego nie rozumiesz.
— A ty niby rozumiesz?
— Nie i nie ukrywam tego. To nas od siebie różni.
 Natomiast ja nie mam zamiaru stać bezczynnie i czekać, aż mnie zabiją. Powtarzam, możesz zwrócić się do Dubledore’a jeżeli potrzebujesz pomocy, ale przestań się zachowywać, jakby ci na niczym nie zależało.
Odwrócił się i zaczął iść w kierunku zamku.
— Potter! — krzyknęła jeszcze za nim, ale nie zareagował.

____________________
Moje postanowienie noworoczne: pisać rozdziały na bieżąco, ale dodawać je co dwa tygodnie, no najpóźniej co trzy. Na razie zaczęłam to wprowadzać w życie, bo jestem na etapie pisanie rozdziału piętnastego. Zobaczymy czy uda mi się dotrwać do samego końca w nowym tempie albo chociaż miesiąc. Nie będę już zwalała na naukę, bo jakoś podczas przerwy świątecznej nie tknęłam kompletnie niczego: żadnego zeszytu czy podręcznika, a obiecywałam sobie, że jeszcze raz przejrzę cała geografię fizyczną.
Mam nadzieję, że rozdział chociaż trochę się wam spodobał. Jak znajdziecie jakieś nielogiczności, to proszę dajcie znać. Chciałabym popoprawiać opowiadanie i jak na razie jestem na etapie drugiego rozdziału.

Pozdrawiam serdecznie. 

22 komentarze:

  1. Przeczytałam ^^. Rozdział był całkiem fajny i przyjemny do czytania, mimo, że nie było zbyt wiele akcji, a raczej opisy zwykłego dnia w Hogwarcie i lekcji, ale myślę, że ta rozmowa z Harrym będzie dość istotna, skoro już doprowadziłaś do tego, że on i Susan w ogóle nawiązali ze sobą kontakt. On w sumie ma sporo racji, ale też wiadomo, że on postrzegał Dumbla jako kogoś idealnego i godnego zaufania, a Susan, która go nie zna, nie potrafi mu ot tak zaufać, jak robi to Harry, i raczej woli radzić sobie sama. Może to kwestia jakiejś dumy, a może po prostu braku zaufania właśnie. Ciekawe, czy w końcu jednak zdecyduje się komuś powiedzieć, czy nadal będzie drążyć to sama.
    W ogóle nadal zastanawia mnie Christopher, to, czemu się tak gapi. Mam wrażenie, że ma on jakieś niecne zamiary, no i wbrew temu, co Susan powiedziała Dafne, jednak coś jest na rzeczy, choć nie z jej strony.
    Wgl zastanawia mnie Nott. A może... może to on jest tym jej bratem? Heh, wiem, że to daleko idący wniosek, ale nagle zastanowiła mnie ta jego namolność i to, że on jej tak pomaga. Więc ubzdurałam sobie, że może ma z tą sprawą coś wspólnego, może nawet chodzi o niego. Albo w ogóle wątek brata to jakaś abstrakcja, bo kojarzę, że gdzieś chyba miałaś motyw, że ktoś dobrał się do listu i nieco go przerobił, ale może źle pamiętam.
    Lekcja zielarstwa też wypadła fajnie. Czasem dobre są takie wstawki coś o zwykłym, szkolnym życiu i lekcjach. Bo w HP też się takie momenty przecież zdarzały, dlatego wcale mnie to nie razi.
    Rozdział ogólnie mi się podobał. Całkiem fajnie to wyszło, zaiste ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dlatego chciałam napisać coś, co tutaj się jeszcze nie pojawiło, a w końcu pokazałoby zwykły dzień w zamku. Inaczej byłoby to kompletnie bez sensu gdybym w każdym rozdziale jeszcze bardziej wikłała to wszytko i znowu się zgubiła. Więc lepiej dać tę "zapchaj dziurę" co trochę urzeczywistni historię. No bo jak, na lekcjach w ogóle nikt nie był.
      Dokładnie to samo miałam na myśli, kiedy planowałam ten rozdział. Harry widzi dyrektora jako cudowną istotę i myśli, że można nim polegać. Ale jak Susan miałaby na miejscu niego zaufać człowiekowi, którego kompletnie nie zna? Nie, dumna to ona nie jest, po prostu woli robić sama. Bo widzisz, jednak pomocy od Chrisa chce.
      Cóż, Christopher to postać złożona, że już sama nie wiem czego on chce. Zobaczymy jak to się potoczy. Nie wiem czy z jego strony coś jest, wydaje mi się, że nie można zapałać do kogoś uczuciem, kogo się kompletnie nie zna.
      Do Notta mam inne plany, a kto jest tym bratem to nie zdradzę, bo w poprzednich rozdziałach chciałam was naprowadzić na to. Najwidoczniej mi się nie udało, no ale trudno. Przynajmniej będzie małe zdziwienie.
      Dzięki :)

      Usuń
    2. Zaiste, taki zwykły dzień to dobre wyjście. Jakby na to nie patrzeć, w HP też było sporo obyczaju i opisów lekcji ^^. Więc czemu by nie w opowiadaniach? Żałuję tylko, że mi raczej kiepsko idą takie scenki, bo nigdy nie mam pomysłu.
      No, Susan nie zna Dumbla. Nawet bym się zdziwiła, gdyby mu zaufała i ot tak do niego poszła. Harry zna go dłużej i jest w niego zapatrzony jak w obraz, co nie znaczy, że wszyscy muszą.
      Tzn. ja raczej się spodziewałam, że z jego strony to taka chęć uwiedzenia Susan, bo np. mogła mu się spodobać albo mu się nudziło, niekoniecznie musiał naprawdę coś czuć ;P.
      O, to ciekawe, kto jest tym bratem. Jakoś mi się ubzdurało, że Nott, skoro jest taki namolny. Wgl ten brat już się tu pojawił?
      A, i ogólnie to Susan ma przechlapane, że czeka ją zaaranżowane małżeństwo. Ale jak wiesz, bardzo lubię ten motyw ^^.

      Usuń
    3. Nie idzie ci źle. Chyba nikt nie ma pomysłu na takie sceny, bo ta wypłynęła ze mnie dosyć spontanicznie.
      Od Notta? Nie zdradzę jeszcze dokładnie tego, kim on jest, więc jak na razie pozostają tylko domysły.
      Tak, brat już się pojawiał w tym opowiadaniu, ale nie powiem kto to jest.

      Usuń
  2. Wczoraj zabrałam się za czytanie i proszę, już skończyłam :)
    Od samego początku niesamowicie mnie wciągnęłaś. Akcja dzieje się w Hogwarcie, co dodatkowo zachęciło mnie do czytania :D
    Hm, od czego zacząć.
    Nie zafunduję Ci takiego komentarza, jak Ty u mnie, bo zwyczajnie nie umiem się tak rozpisywać .___.
    Ogólnie to tak sobie myślałam, że bratem Susan może być Nott. Teraz widzę, że Jamie Grant również tak myśli xd No bo jest taki nachalny, mimo tego, że Susan wyraźnie daje mu do zrozumienia, że za nim nie przepada.
    Dafne. Lubię ją, serio. Stara się utrzymywać dobry kontakt z Susan, chce ją jakoś zmienić.
    A Christopher... Jest jedną wielką tajemnicą, przynajmniej dla mnie. W sumie to nie wiem co o nim myśleć :P Wydaje mi się, że jest trochę zagubiony..
    Znajomość z Harrym Potterem, :D Czyżby Susan jakoś miała mu pomóc w zbawieniu świata? :o
    A tym listem od rodziców Susan, to nieźle mnie zaskoczyłaś. Jestem ciekawa czy żyją.. Choć pewnie tak :)
    W ogóle to fajnie, że Susan stara się nawiązać kontakty z uczniami innych domów c:
    No i cóż jeszcze?
    Chyba tylko tyle, że to opowiadanie jest cudowne i pochłonęłam je z przyjemnością. Zresztą, uwielbiam wszystko co napiszesz :)
    Oh, ja też miałam się tak uczyć w przerwie świątecznej.. Yhym.. Moje lenistwo wygrało xd
    Szalonego sylwestra i szczęśliwego nowego roku!
    droga-do-milosci.blogspot.com/

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko mój komentarz nie wyglądał tak, jak sama go sobie zaplanowałam xd Miał być dłuższy i o wiele bardziej przyjemniejszy, ale wróciłam do domu późno i padnięta i chyba to zadziałało na jego niekorzyść.
      Biedny Nott. Wszyscy go o to podejrzewają, a ja słowem się nie odezwę, żeby to skomentować. Pisałam w poprzednich rozdziałach, a raczej naprowadzałam wszystkich. Czy Nott jest bratem? Zobaczycie. Też lubię Dafne. Nawet po skończeniu Trzech wspomnień chciałabym się zabrać za jakąś historię o niej, ale wyglądałoby to raczej jako obyczaj, a tego wolałabym uniknąć.
      A kogo Potter o pomoc jeszcze nie prosił? Niech sam zbawia, bohater jeden.
      A moje to już w ogóle mnie zmogło. Cud, że przed dziesiątą z łóżka wstaje i przed czwartą chodzę spać. Ale od jutra się zabieram xd

      Dziękuję bardzo :)

      Usuń
  3. Bardzo dobry rozdział, wciągający (:
    Susan jest widocznie zagubiona po przeczytaniu treści listu, a Harry i Dumbledore chcą jej pomóc, choć ona nie chcę przyjąć ich pomocy. Ciekawe, czy w końcu to zrobi? Nie dziwię się jednak, że ślizgonce jest trudno zaufać Dumbledorowi. Teodor mi działa na nerwy, więc podzielam rozdrażnienie Susan. Faktycznie jej się strasznie doczepił i za nią wszędzie łazi.
    Widać, że Dafne nie uwierzyła całkowicie, iż Susan nie ma romansu z Christopherem, ale wydaje mi się, że już nie będzie ciągnąć tematu. Chyba że Astoria ją do tego przekona...
    Mam nadzieję, że uda Ci się częściej dodawać rozdziały :)
    Ze strony technicznej to zauważyłam dwa malutkie błędy: "uważasz, że cię prześladuje" - prześladuję i "Przestać zbawiać świat, Potter" - przestań (:
    Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wciągający? Nie zauważyłam xd
      Cóż, powinna być zagubiona, inaczej dziwnie by wyglądało, gdyby latała jak na skrzydłach i nic sobie z tego nie robiła. Chciałam żeby to wszystko wyszło realistycznie.
      Teodor to postać, której sama nie darzę sympatią, bo kto lubi mężczyzn, którzy łażą za jakąś dziewczyną i na siłę chcą się zaprzyjaźnić?
      O, ja też mam taką nadzieję. Zobaczymy jak tam moje lenistwo po pierwszym xd
      Błędy już poprawiam.

      Usuń
  4. Chyba dawno nie komentowałam, ale to dlatego, że mam okropną pamięć :c. Jak dla mnie ten rozdział był troszkę za bardzo obyczajowy, mimo wszystko liczyłam na więcej akcji i faktycznych wydarzeń, jakieś działanie ze strony Susan, a nie same przemyślenia i Dzień z Życia Ucznia. Przynajmniej wreszcie ruszyła cztery litery i zaczęła zapoznawać się z uczniami innymi niż Ślizgoni ;). To już czternasty rozdział, a odnoszę wrażenie, że akcja posuwa się do przodu wolniej niż w poprzednich, czy też nawet początkowych. No i ten Nott, hmmm... dawno go nie było (i może znowu mi pamięć szwankuje), ale czuję się tak, jakby koleś cholernie zmienił charakter. Wcześniej po prostu nie wyglądał na aż takiego buca. No i mam nadzieję, że Susan, skoro przeraziło ją zachowanie Notta, nie pozwoli mu się tak dalej traktować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :c aż mi głupio tak komentować 13 minut przed nowym rokiem, ale mam gorączkę i sylwka spędzam na blogaskach, nie ma się czego wstydzić!

      Usuń
    2. Też chciałam akcję, ale nie mogę plątać i czasami lepiej dać zwykły rozdział, w którym jest pełno obyczaju niż taki, który tylko wprowadzi niepotrzebny zamęt. Jak na razie mam dość przemyśleń Susan i chętnie bym już przestała smęcić nad jej losem, więc może w nowym rozdziale jak mi wyjdzie, pojawi się coś innego.
      No tak, musiałam to wprowadzić, bo to już zaczęło być dziwne, że trzyma tylko z czwórką bohaterów.
      Musiałaby chyba gdzieś to zgłosić, bo wątpię, aby Nott odpuścił.
      Tak, też mam takie wrażenie, więc nie będę tutaj zaprzeczać. Akcja idzie wolniej, a powiedziałabym, że aktualnie jej nie ma. Zastanawiam się też, skąd nagle zrobiło mi się czternaście rozdziałów. Przecież nic się nie wydarzyło takiego.

      Oj, współczuje. Gorączka nie jest nigdy dobrym dodatkiem do życia. Ale żeby nie było, też spędziłam sylwka w domu :)

      Usuń
  5. Mój pierwszy blog jaki komentuje w Nowym Roku i akurat wyszedł na Twój.
    Naprawdę mi się bardzo spodobał rozdział.
    Warto było czekać tyle czasu.
    No i dziwne... Nott mnie zaskakuje coraz bardziej. Zawsze wiedziałam że to drań, ale żeby aż taki? Mam nadzieję, że to otworzy oczy Susan. W końcu jest mądrą i odpowiedzialną dziewczyną. No i jeszcze to okropne zachowanie. I jeszcze ta rozmowa Susan z Potterem. Podoba mi sie jej zachowanie. Jestem z niej coraz bardziej dumna. I mam nadzieję, że Harry zrozumie jej słowa. W końcu nie musi z siebie robić bohatera. ona doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Mam nadzieję kochana, że dotrzymasz postanowienia, ale rozumiem że w przypływie obowiązków może być ciężko.
    Będę trzymać za Ciebie kciuki i życze wszystkiego najlepszgego w Nowym roku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Teodor w każdym wydaniu jest genialny, a jego teksty to chyba gdzieś spiszę i na ścianie powieszę :D Lepszy od niego jest tylko House ;)
    Potter robi z siebie bohatera, owszem, ale chyba po raz pierwszy w życiu mi się to spodobało i z gościem się zgadzam, o. A Krukoni... cóż, może są trochę przemądrzali, ale wydaje mi się, że przekonanie o własnej nieomylności to cecha Ślizgonów. Zresztą, wszędzie znajdą się i tacy, i tacy.

    Jeden błąd, który rzucił mi się w oczy, to nazwy roślin - piszemy je małą literą :) Tak samo jak zwierząt - nawet tych magicznych.

    Pozdrawiam i życzę wytrwałości w postanowieniu noworocznym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. House jest mistrzem sarkazmu xd
      Wiesz, sprawdziłam przed napisaniem nazwy tych roślin i akurat te piszemy z dużej litery. Wiem, że dziwnie to wygląda, ale nawet na stronie i w książce poświęconej HP są pisane z dużej :) np. Mandragory

      Usuń
    2. Hm... to ciekawe, bo teraz właśnie otworzyłam "Komnatę Tajemnic" i tam jest z małej :o

      I bądź tu teraz mądry, człowieku.

      Usuń
    3. A z którego roku masz wydanie? Bo u mnie jest z dużej.

      Usuń
  7. bardzo fajny, nie do końca rozumiem bo nie czytałam poprzednich części :), ale masz talent, umiesz pisać to jest dar :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem już:) Znalazłam czas, więc przeczytała i komentuję.

    Muszę powiedzieć, że robi się nawet bardzo ciekawie, pomimo iż rozdział był spokojny. Susan ma na prawdę wiele na głowie i to, jak ważną dla niej rolą jest ta tajemnicza Więź. Może Harry trochę przegiął z czytaniem jej osobistego listu - chyba każdy z nas miałby pretensje do kogoś, kto czyta naszą korespondencję - jednakże uważam, że chłopak ma racje. Powinna poprosić o pomoc. Może Dumbeldore mógłby być lepszy od Chrisa, zważywszy na ich relacje.
    I odnośnie Theodora. Wydaje się być tajemniczym chłopakiem, toteż bardzo mnie zaintrygowała ta postać. Nie da się ukryć, że lubię tajemniczych typków:P Ciekawa jestem, jakie zachowanie kieruje Theodora, że tak bardzo chce się umówić z Susan... Ciekawe, ciekawe :)

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Na początku ogromne przeprosiny, że komentuję dopiero teraz. Ostatnimi czasy miałam zastój blogowy, ale mam nadzieję, że teraz będę już czytać w miarę regularnie :)

    Cieszę się, że pomiędzy Susan a Dafne jest już lepiej. Ich relacja jest bardzo ciekawa i szkoda by było, gdyby skończyła się na zawiści :)
    Zaskoczyła mnie bezpośredniość Teodora i to, co się za nią kryje. Widzę, że ma zamiar walczyć o Susan. No cóż, kibicuję, żeby udało mu się dotrzeć do jej serca, które obecnie wydaje mi się oziębłe. Naprawdę, w moim odczuciu Susan zachowuje się tak jakoś aspołecznie i wszystkich odtrąca. Wiem, że to ma swoje uzasadnienie, ale nie wiem już, gdzie kończy się mój podziw wobec jej niezależności, a gdzie zaczyna się irytacja jej zachowaniem.
    O, widzę, że Susan nawiązała trochę bliższą znajomość z Harry'm. No, ciekawa sprawa, w końcu losy obojga kręcą się wokół Voldemorta ;) I w sumie się nie dziwię, że dziewczyna nie ufa jeszcze Dumbledore'owi. W końcu nie widziała go w akcji, że tak powiem :D
    A najbardziej mnie ciekawi żyjący wciąż brat dziewczyny i czy kiedyś uda jej się go odnaleźć :)
    I lekcja zielarstwa to taki smaczek oryginalnego Hogwartu, podobało mi się to ^^

    Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Liczyłam na jakąś konfrontację Susan-Christopher ale się nie doczekalam. Zamiast tego ukazał się Harry, który wydał mi się troszkę za bardzo przemądrzały. Zdecydowanie wolę teraz już Susan od niego.
    I współczuję Susan, że musi związać się przyszłości z obcym człowiekiem, ciekawa jestem kto nim będzie.
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Powróciłam do świata internetowego, przeczytałam i jestem zadowolona z tego rozdziału.
    Mimo odwagi Pottera wyjątkowo za nim nie przepadam. Było tak nawet kiedy czytałam sagę pani Rowling (chociaż Harry był przecież główną postacią). Jak już wcześniej ktoś wspomniał, jest przemądrzały.
    Teodor - osoba o wspaniałym i nieprzewidywalnym charakterem <3
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, że wróciłaś i bardzo się z tego cieszę :) Wpadnę do ciebie jeszcze w tym tygodniu.
      Może i Harry faktycznie jest przemądrzały, jednak niech sobie ratuje ten świat. Teodor ma wspaniały charakter? Ha ! :D

      Usuń

Obserwatorzy