— Co planujesz?
Podskoczyła na krześle, gdy
usłyszała za sobą zachrypnięty głos Zabiniego. Wzdrygnęła się, kiedy poczuła
jego oddech na szyi, mając nadzieję, że stoi dalej niż w rzeczywistości. Mogła
się spodziewać, że w końcu zjawi się, aby zapytać, jak jej idzie. Miała
nadzieję, że cisza między nimi potrwa dłużej niż tydzień, ale najwidoczniej jak
zwykle się przeliczyła.
Nie chciała też z nim rozmawiać,
więc nie odwróciła się w jego stronę. Nie miała większego problemu z podjęciem
tej decyzji, gdyż znajdowali się na lekcji transmutacji i jak mogłaby się
spodziewać Susan, McGonagall nie byłaby zachwycona, gdyby urządziła sobie
pogawędkę z innym uczniem. Z drugiej strony Zabini nie potrafił odpuścić, kiedy
już coś postanowił. Sprawę utrudniał fakt, że chłopak siedział w ławce za nią i
mógł zasypywać ją pytaniami.
— Powiedz, że chociaż
spróbowałaś.
Ignorowanie Zabiniego i
ćwiczenie zaklęcia zmieniającego kolor włosów było trudnym zadaniem. Od czasu
ostatniej rozmowy z Christopherem, Susan starała się zapomnieć o tym, że
powinna nauczyć się, jak wznieść barierę.
— Jesteś głupia.
— Zamknij się, Zabini —
warknęła, nie wytrzymując tego, że cały czas pochylał się w jej stronę. — Nie
będę rozmawiała o tym w pełnej klasie.
Chciała, aby Blaise wrócił do przerwanego zajęcia, dając jej spokój.
Wiedziała, że to nie powstrzyma go od znalezienia jej po zajęciach i
wypowiedzeniu słów, których potem pożałuje. Próbowała odsunąć od siebie te
myśli, zaciskając jednocześnie usta.
— Nie wyjdzie ci to zaklęcie,
jak będziesz tak mocno zagryzała wargi.
Nott nie odzywał się do niej od
czasu ich rozmowy na błoniach, dlatego była zaskoczona, gdy zdecydował się przerwać
milczenie.
Siedziała koło niego na
transmutacji od początku roku szkolnego, ale nie rozmawiali zbyt wiele podczas
zajęć. Zazwyczaj pracowali razem w parze, nie licząc okresu, kiedy ją
ignorował.
Uśmiechnęła się do niego krzywo
i uniosła brwi ze zdziwienia.
— Powinnaś spróbować
delikatniej machnąć nadgarstkiem, a przede wszystkim rozluźnić mięśnie.
Nie odpowiadając, spojrzała na
swoją różdżkę. Kolejną nieudaną próbę Teodor skwitował głośnym westchnięciem. Złapał
jej nadgarstek i poruszył nim, pokazując, jak powinna wykonać ten ruch. Kiedy
Susan poczuła jego dotyk, cała się spięła. Pragnęła wyrwać rękę z jego uścisku.
Widząc jej minę, Teodor sam puścił nadgarstek, nieco zbity z tropu.
— Przepraszam — powiedział
cicho.
— Nic się nie stało. Dziękuję
za pomoc — odpowiedziała sztywno.
— Nie, przepraszam za wszystko — odezwał się
głośniej. — Nie powinienem wtedy mówić tych wszystkich rzeczy, a potem cię
ignorować.
Susan nie wiedziała, czym była
bardziej zaskoczona: jego przeprosinami czy faktem, że domyślił się, jak mogła
odebrać jego zachowanie. Miała problem ze znalezieniem odpowiedzi na słowa,
które należały do niego, więc po prostu kiwnęła głową.
— Możesz pokazać mi jeszcze
raz?
Teodor się uśmiechnął.
Wyglądało na to, że wszystko wróciło do normy. Susan nie przejęła się nawet
prychnięciem Zabiniego.
Kolejna godzina lekcji zleciała
Susan na ćwiczeniu zaklęcia, najpierw na własnych włosach, potem na krótkiej
fryzurze Notta. Starała się okazywać my więcej sympatii i zapomnieć o fakcie,
że przez ostatnie tygodnie atmosfera między nimi była dosyć chłodna. Zadanie
nie należało do najłatwiejszych, ale zdecydowanie prostsze od nieustannego
rozpamiętywania o nawarstwiających się problemach. Trudno jej było sobie
przypomnieć, kiedy ostatnio tyle się uśmiechała, nie zwracając kompletnie uwagi
na ludzi dookoła. Teodor nie sprawiał wrażenia osoby pragnącej powtórzyć swoje
wyznanie, przez co Susan czuła się jeszcze lepiej. Nawet Zabini nie był w
stanie minami i dźwiękami popsuć jej zabawy.
Pod koniec lekcji Teodor starał
się przywrócić swoje włosy do pierwotnego stanu, co tylko wywołało uśmieszki na
ustach paru Ślizgonek. Susan sposępniała na wieść, że przed nią kolejna lekcja,
w której będzie musiała wziąć udział. Nigdy nie lubiła zajęć, podczas których
musiała atakować drugiego człowieka, więc obrona przed czarną magią nie
zapowiadała się obiecująco.
Kiedy na zamkniętym podręczniku
pojawiła się mała karteczka, sięgnęła po nią bez wahania, podświadomie
spodziewając się, co tam zobaczy. Pismo Blaise’a, mimo tego że ładne,
spowodowało, że straciła dobry humor. Tak jak myślała jakąś godzinę temu,
Zabini nie odpuści i będzie chciał z nią porozmawiać.
Wiedziała, że ta sprawa z
Więzią jest niezwykle istotna, ale pragnęła ignorować ją jak najdłużej się
dało. Nieustanne rozmowy i myśli o niej powodowały tylko, że chciałaby się jej
pozbyć. Żałowała, że było to niemożliwe.
Pokiwała smętnie głową na znak,
że zgadza się na rozmowę podczas przerwy, wiedząc, że siedzący ławkę dalej
Zabini uważnie na nią patrzył. Westchnęła i zgniotła karteczkę, następnie
wrzucając ją do spłowiałej torby. Susan domyśliła się, że zanim przypomni sobie
o kawałku papieru, ta trochę poleży w torbie.
Nie musiała długo czekać na
dzwonek – zadzwonił parę minut później. Na jego dźwięk wrzuciła książki,
pergamin i różdżkę do torby, szybko wydostając się z klasy. Skoro miała już
rozmawiać z Zabinim, wolała, aby nikt tego nie widział. Zwłaszcza Potter, który
od spotkania na korytarzu spoglądał na nią podejrzliwie.
Po wyjściu z klasy skierowała
się od razu w stronę schodów. Musiała wyjść z zamku, gdzie prawdopodobieństwo,
że ktoś ich podsłucha jest większe. Poza tym, nie znała żadnych miejsc, w
którym mogliby spokojnie porozmawiać. Unikanie Zabiniego mijałoby się z celem,
więc wolała poświęcić przerwę na drugie śniadanie, niż przez cały dzień
dostawać karteczki.
Nie musiała się odwracać, aby
zobaczyć, czy za nią szedł.
Kiedy pchnęła drzwi frontowe,
zimne powietrze owiało jej twarz. Poczuła jak włosy, które niedawno ujarzmiła,
ponownie są w nieładzie. Przystanęła na chwilę, spodziewając się, że Blaise ją dogonił i stał za nią. Nic nie
powiedział, tylko pokazał ręką miejsce, gdzie jedna ściana budynku stykała się
z drugą, przez co między nimi powstała wąska szpara.
Chciała stanąć na widoku, ale
najwidoczniej on wolał trochę więcej prywatności.
Wsunęła się między zimne,
kamienne ściany, wtulając się w najodleglejszy kąt. Usłyszała, jak zaklął, więc
doszła do wniosku, że musiał uderzyć się o wystający róg. Starała się nie
uśmiechnąć.
— Powinnaś rozkuć tę ścianę i
odsunąć się jeszcze dalej.
— Nie bądź sarkastyczny —
syknęła.
Nic nie odpowiedział.
— Chciałeś ze mną porozmawiać —
przypomniała mu, starając się zachowywać jak najswobodniej.
Milczał przez chwilę. Widać
było, że zastanawiał się, co chciałby powiedzieć, więc mu nie przerwała. Nie
miała najmniejszej ochoty stać przy tej
ścianie, ale wolała mieć to z głowy.
— Po tym, co zobaczyłaś w
skrzydle szpitalnym, wiesz pewnie, że jestem zdrajcą. Tak samo jak Rutherford. Współpracujemy
z właściwą stroną podczas tej wojny, więc to nie tak, że jesteśmy śmierciożercami.
— Dianna jest taka jak wy?
Rzucił jej szybkie spojrzenie i
pokręcił głową.
— Nie, ona została do tego
zmuszona. Nie wie, że ja i Rutherford zdradziliśmy. Nie w tym rzecz, Susan.
Mówię ci to wszystko dlatego, że potrzebujemy twojego zaufania. Normalnie
trzymałbym cię z daleka od całej tej sytuacji i nie narażał na
niebezpieczeństwo. Sprawy zaczęły się komplikować, więc potrzebujemy, żebyś
zaczęła z nami współpracować, kiedy przyjdzie odpowiednia pora.
— A co, jeśli nie chcę wam
pomóc?
— Nie widzisz tego, prawda?
Jesteś nam potrzebna. Dlatego tak naciskamy na twoją naukę kontroli, dlatego
teraz stoję przed tobą i wyjawiam tajemnicę, które mogą nas wszystkich zabić! —
Zaklął. — To nie jest dobre miejsce na takie rozmowy. Czy możemy na tobie
polegać?
— Wyjaśnisz mi to wszystko? —
Rozejrzała się szybko. — Następnym razem?
Pokiwał głową.
—Następnym razem spotkamy się
we trójkę i odpowiem na każde pytanie, zgoda?
— W porządku.
Na jego ustach pojawił się
ledwie zauważalny uśmiech. Wyciągnął rękę i dotknął jej policzka.
— Dziękuję, Susie.
Zabrał dłoń szybciej, niż Susan
zdążyła wypuścić powietrze. Speszona odprowadziła go wzrokiem i dopiero po paru
sekundach zdecydowała się pójść w jego ślady.
— Kiedy?! — krzyknęła za nim.
Parę osób znajdujących się na w pobliżu odwróciło głowy, aby zobaczyć, kto robił
hałas.
— A jak myślisz?
Westchnęła. Plany na dzisiejszy
wieczór ponownie uległy zmianie. Teraz musiała tylko wymyślić jakąś wymówkę,
którą wciśnie Dafne. Siostra nie będzie raczej zadowolona, kiedy dowie się, że
Susan wybiera się do gabinetu Rutherforda.
*
— Ile razy mam ci powtarzać, że
jesteś skończonym idiotą?!
Christopher Rutherford opierał
się dłońmi o blat biurka. Jego twarz nadal pozostawała blada, jednak w oczach
można było dostrzec gniew.
— Po co chcesz ją angażować?!
To tylko dziecko!
— Ma prawo wiedzieć, co się
dzieje!
Zabini założył ręce na klatce
piersiowej i nie spuszczał wzroku ze nauczyciela.
— Jakbyś nie mógł trzymać
języka za zębami! Ona nie umie tego kontrolować, nie chce się nauczyć, a tym
bardziej nam pomóc. Musiałbym ją zaprowadzić do Czarnego Pana. Tego właśnie
chcesz? Aby znalazła się w jego pobliżu i prawdopodobnie nie przeżyła tego
spotkania?
— Po co Sam-Wiesz-Kto miałby
zabijać Susan?
Christopher nie odpowiedział.
Westchnął tylko i wyprostował się. Przerastała go ta sytuacja: współpraca z
Zabinim, bycie zdrajcą, zamartwianie się o Diannę, narażanie życia Susan. Biorąc
to wszystko pod uwagę, żałował, że zgodził się na współpracę z Dumbledore’em.
Mógł po prostu stać obok i tylko przyglądać się wyczynom Voldemorta, czekając,
aż ktoś inny będzie miał na tyle odwagi, aby mu się przeciwstawić. Konsekwencją
zabaw w bohatera była śmierć wielu osób. Nigdy nie sądził, że będzie musiał
zmagać się z takimi wyrzutami sumienia.
Na chwilę przestał słuchać słów
Blaise’a, ponieważ zobaczył wspomnienie — błagalne spojrzenie Thomasa. Nie
chciał go zabijać, odbierać mu ostatnich lat życia tylko dlatego, że ktoś mu
tak rozkazał. Jeśli okazałby się mniejszym tchórzem, mógłby uciec. Voldemort
dopiero po paru tygodniach kazałby rozpocząć poszukiwania, skoro nigdy nie był
tak ważny. Gdyby uciekł, pewnie za jakiś czas ktoś odnalazłby jego ciało, ale
przynajmniej Dianna nie musiałaby słuchać poleceń tego potwora. Nikt nie
ucierpiałby z jego ręki, a przede wszystkim, byłby wolny.
— Co jeszcze jej powiedziałeś?
— Odezwał się po dłuższej chwili, zdając sobie sprawę, że Zabini czekał na
jakąś reakcję z jego strony.
—
Niewiele. Głównie udało mi się ją przekonać, żeby przyszła dzisiaj to twojego
gabinetu i pozwoliła sobie pomóc.
Christopher
westchnął.
— Mam
nadzieję, że nie wyjawisz jej zbyt wiele, Zabini. Mimo wszystko nie może
wiedzieć wszystkiego.
— Masz
mnie za głupca? — warknął chłopak. — Doskonale zdaję sobie sprawę, że kiedy
Czarny Pan dowie się o drugiej osobie potrzebnej do odbycia rytuału, będzie
zabijał dopóki jej nie odnajdzie.
— A wię
nie wierzysz, że Susan opanuje każdą możliwość obrony?
— Skoro
mnie się to nie udało, to jej tym bardziej.
Spojrzeli
na siebie z konsternacją. Christopher pierwszy odwrócił wzrok i podszedł do
drzwi, aby wpuścić uczniów do środka. Wolał skończyć tę rozmowę teraz, póki nie
padły niewłaściwe słowa.
—
Spodziewam się ciebie o dziewiętnastej, Zabini — powiedział, dając mu tym samym
znak, aby opuścił klasę.
Po
wyjściu Zabiniego próbował się rozluźnić, ale nie udało się. Może gdyby został
sam, mógłby wypić szklaneczkę Ognistej Whiskey i zapaść w znajomy mu już
letarg. Jednak perspektywa spędzenia kolejnych dwóch godzin w zamkniętym
pomieszczeniu, pełnym cuchnących oparów wydobywających się z kociołków uczniów,
nie wydawała się taka zła.
Prychnął. Nienawidził uczyć, a każda minuta
spędzona w tej klasie wydawała mu się wiecznością. Marnował czas, kiedy patrzył
na nastolatki, które wymachiwały nożami w najmniej odpowiednim momencie.
Większość osób, które przebywały w tej chwili w klasie, przychodziły tutaj
tylko z konieczności, gdyż dopiero wyniki z egzaminu zdecydują, czy w przyszłym
roku będą mogli kontynuować naukę na poziomie Owutemów. I miał nadzieję, że za
rok już go tutaj nie będzie.
Rozejrzał
się szybko po pomieszczeniu, kątem oka widząc, że większość uczniów zajęła
swoje miejsca mimo tego że do końca przerwy pozostało jeszcze pięć minut.
Pokręcił głową z rozczarowaniem, kiedy zobaczył, że wśród nich nie ma znajomej,
brązowej czupryny. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Susan jest na
szóstym roku, nie piątym.
Odwrócił
się w stronę wielkiej tablicy znajdującej się z prawej strony jego biurka.
Skoro miał jeszcze pięć minut, postanowił zająć czymś myśli i ręcznie wypisać
składniki do eliksiru, który uczniowie mieli uwarzyć podczas dzisiejszych
zajęć. Chwytając prymitywną kredę, kartkował podręcznik w poszukiwaniu strony z
przepisem. Nie potrzebował zerkać na listę składników, chciał tylko podać,
gdzie pozostali będą mogli znaleźć dokładniejszą instrukcję, bez tracenia czasu
na szukanie jej w spaśnym tomie.
Brakowało
mu pomysłu na dzisiejszą lekcję. Sam nie miał również ochoty sprawdzać
skomplikowanego eliksiru, więc postanowił zrobić uczniom powtórkę. Nakreślił
wielkimi literami, na szczycie tablicy ELIKSIR WIGGENOWY, wypisując jedynie te
składniki, które znajdą w szkolnych zapasach. Doszedł do wniosku, że skoro
uczyli się go rok temu z poprzednim nauczycielem, to powinni wiedzieć, czego
użyć do jego uwarzenia.
— Dzisiaj
przygotujecie eliksir, który przyda się pani Pomfrey w skrzydle szpitalnym,
więc mam nadzieję, że przyłożycie się do tego zadania. Co mądrzejsze osoby
pewnie pamiętają, czego powinny użyć, jednak reszta z was znajdzie pełną listę
składników w Podstawowych Eliksirach. Jako pracę domową macie przygotować
wypracowanie na temat eliksiru skurczającego. Będzie to wprowadzenie do tego,
co będziemy robić w przyszłym tygodniu. Macie czas do poniedziałku. Nie
przyjmuję żadnych usprawiedliwień. Zaczynajcie.
Wiedział,
że mówił zbyt długo. Zazwyczaj nigdy mu się to nie zdarzało. Pisał, co mają
zrobić, zadawał pracę domową i kończył. Dopiero po dwóch godzinach żegnał
wszystkich, zbierał fiolki i przygotowywał się do następnej lekcji.
—
Przypominam o zachowaniu ciszy — rzucił i ostatni raz ogarnął pomieszczenie
wzrokiem. Nie spodziewał się, że wszyscy będą milczeli. Przyzwyczaił się, że
uczniowie są zaprogramowani do rozmów i nieustannego szumu wokół siebie.
Pokręcił głową, zajmując miejsce za biurkiem. Sięgnął ręką po plik pergaminów
leżących na jednym z jego rogów i z westchnieniem zaczął sprawdzanie.
Kątem
oka obserwował, co działo się przed nim.
Co
jakiś czas zaznaczał w tekście niektóre słowa, stawiając przy nich znak
zapytania lub całkowicie wykreślając niektóre sekwencje zdań. Nie spodziewał
się, że ktoś będzie przykładał się do pisania prac domowych z sensem. Trafił
właśnie na pergamin jakiegoś drugoklasisty i dał sobie spokój, zostawiając
sprawdzanie na później.
— Panno
Greengrass, prosiłem chyba o ciszę — powiedział spokojnie, podnosząc głowę.
Astoria nie wydawała się przejmować jego słowami, więc odłożył pióro i podszedł
do jej ławki.
Dopiero
po jakimś czasie spojrzała na niego, a w jej oczach widział wyzwanie.
— Tak, panie profesorze? — Ostatnie dwa słowa
dodała z wyraźną pogardą.
Skrzywił się, nie wiedząc, czego mógł się
spodziewać.
—
Możesz mi wyjaśnić, dlaczego od paru minut przeszkadzasz innym?
—
Prawdopodobnie dlatego, że zadanie, które dostaliśmy, jest głupie.
Uśmiechała
się do niego kpiąco. Parę osób zachichotało. Christopher uniósł rękę, na co
Ślizgoni od razu zamilkli.
— Czy prosiłem cię o komentarz odnośnie
dzisiejszej lekcji?
Zaczyna się, pomyślał.
— A czy
prosiłam cię o to, żebyś krzywdził
moją siostrę, szwagrze?
Zaklął
w duchu. Nie spodziewał się, że ta dziewczyna będzie na tyle głupia, aby
zdradzić tę tajemnicę. Poczuł narastający w nim gniew. Pospiesznie zacisnął dłonie
w pięści, aby pohamować choć trochę swoją reakcję. Astoria, wypowiadając te
słowa, zaprzepaściła szansę na małżeństwo Dafne. Kiedy zostali zaręczeni, tylko
kilkoro arystokratów znało prawdę i nikt nie miał prawa jej wyjawiać, dopóki
nie skończy się rok szkolny. Teraz, kiedy to wyszło na jaw, plotka w mgnieniu
oka rozniesie się po szkole i dotrze do uszu samego dyrektora. Nie spodziewał
się, że sprawa zakończy się łagodnie.
— W tej
chwili zabierz swoje rzeczy i opuść klasę — wyszeptał. — A po kolacji zapraszam
do swojego gabinetu na szlaban. Nie będę tolerował takiego zachowania.
Wyglądało
na to, że Astoria rzeczywiście zrozumiała, jak wielki błąd popełniła.
Zarumieniona chwyciła za podręcznik i wymaszerowała z klasy. Nikt się nie
odezwał, chociaż parę osób zerkało na Rutherforda ze zdziwieniem.
—
Wracajcie do pracy — machnął ręką i sam opuścił pomieszczenie. Drzwi
zatrzasnęły się za nim z hukiem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że żaden uczeń
w klasie nie skończy pracy, a wszyscy będą rozmawiać o tym, czego się właśnie
dowiedzieli.
Szedł
szybko, więc złapał Astorię, zanim skręciła za róg lochu. Mocno ścisnął jej
dłoń i obrócił dziewczynę ku sobie.
— Coś
ty sobie, do cholery, myślała?! — zagrzmiał. — Jesteś skończoną idiotką!
Milczała,
wpatrując się w niego ze obawą. Mocniej zacisnął palce na jej nadgarstku. Zobaczył,
że się skrzywiła.
— Puść,
to boli — jęknęła.
—
Zniszczyłaś wszystko, co planowali twoi rodzice! Twoja głupota spowodowała
złamanie umowy i teraz twoja siostrzyczka może ci jedynie podziękować za to, że
zhańbiłaś jej dobre imię. Myślisz, że dlaczego trzymaliśmy tę informację w
tajemnicy?
— Nie
myślałam! Puść mnie!
— Nie
myślałaś?! — Popchnął ją na ścianę. — Zastanów się teraz.
Zobaczył
w jej oczach łzy, jednak jego złość była tak silna, że wcale się tym nie
przejął. Mogłaby płakać, krzyczeć, a miałby tylko ochotę, aby ją uderzyć. Nie
obchodziło go, że nie ożeni się z Dafne. Nigdy mu na tym specjalnie nie
zależało. Wiedział, że musi to zrobić, aby podtrzymać czystość krwi i koneksje rodzinne.
Obawiał się, że zniszczył swoją opinię. Kiedy wyda się, że sypiał z uczennicą,
będzie skończony.
Próbował
się uspokoić. Będzie mógł to odkręcić. Pójdzie do Dafne, powie, żeby
zaprzeczyła i zrzuciła winę na fanaberię siostry. Zrobi wszystko, aby plotki
ucichły jak najszybciej, a rodzice uczniów nie zmusili go do dymisji. Inaczej
Czarny Pan zabije go za nieskończone zadanie.
Nie
obchodziło go nawet, dlaczego Astoria pomyślała, że zdradzał jej siostrę. W tej
szkole jedynymi ładnymi dziewczętami są uczennice. Więc z którą?
Susan.
Zaklął.
Malfoy musiał jej powiedzieć, że Draco rzucił na niego klątwę Imperius.
—
Będziesz zaprzeczała, powiesz, że sobie to wymyśliłaś, uroiłaś, czy cokolwiek.
Dobrze wiesz, że coś takiego nie miało miejsca. Zrobisz więc wszystko, aby zminimalizować
problem.
Pokiwała
głową. Zauważył na jej policzkach łzy. Rozluźnił uścisk.
— Oby
to był ostatni raz. Następnym razem sam wezmę sprawy w swoje ręce. Wynoś się
stąd.
Astoria
szybko zniknęła mu z oczu. Odprowadził
ją wzrokiem do samego zakrętu, a potem oparł się o ścianę. Nie wróci już do
klasy, gdzie uczniowie pewnie debatowali nad wagą słów Greengrass. Mógł jedynie pójść do sypialni i patrzeć, jak
cały misterny plan szlag trafia. Bo kiedy już coś raz zaczęło się walić, to do
samego końca.
_________________________
Jednak wróciłam. Wiecie, sama zaczęłam już powoli wątpić, czy jeszcze coś tutaj opublikuje. Wiem, że rozdział nie jest żadnym moim szczytem, ale w jakiś pokręcony sposób mi się podoba. W końcu jest w nim wszystko, co chciałam przekazać. Następny powinien pojawić się w lipcu. Pewnie za jakiś czas znajdziecie informacje o tym obok. A co w nim będzie? Z pewnością wiele przydatnych informacji :) I obiecuje, że skończyłam z tajemnicami i gmatwaniem tego wszystkiego!
Ale się cieszę, że wróciłaś!
OdpowiedzUsuńMinęło tak dużo czasu, że chyba będę musiała przeczytać jeszcze poprzedni rozdział, by przypomnieć sobie, co się działo.
Spodziewaj się komentarza wieczorem lub jutro :)
Niewiele się tam działo :) Będę czekała.
UsuńPrzepraszam, że tak długo to zajęło, ale wiesz, wakacje. Z jednej strony jest wiele czasu, a z drugiej człowiek się tak rozleniwia, że nie chce mu się nawet komentować.
UsuńRozdział był dobry i lepszy od poprzedniego, który swoją drogą też był fajny (mimo twojego narzekania).
W rozdziale pojawiło się dużo postaci, z czego się cieszę. Zabini, Teodor, Chris... To lubię! :)
Zastanawia mnie, jak przebiegnie spotkanie Susan, Zabiniego i Christophera, biorąc pod uwagę, że temu ostatniemu pomysł się kompletnie nie spodobał. Będąc już przy nim, spodobała mi się jego perspektywa. Jasno dałaś do zrozumienia, że nienawidzi bycia nauczycielem. Lekcje z nim muszą być bardzo nudne... Jeszcze ten zakaz rozmawiania - uch, chyba bym nie wytrzymała.
Akcja z Astorią była zaskakująca - nie myślałam, że dziewczyna wyjawi sekret przy całej klasie. Widać, że najpierw mówi, a potem myśli. Zastanawiam się, czy Chrisowi się uda to odkręcić. Mam wielką nadzieję, że tak, ponieważ nie chcę, by Voldemort go zabił, a tak zapewne się stanie :c
Błędów nie widziałam żadnych, za co duży plus po poprzednim, naszpikowanym błędami rozdziale (: Widać, że łatwo było ci pisać ten rozdział.
Mam nadzieję, że wróciłaś już na dłużej i że nas nie zostawisz ponownie!
Życzę weny! :*
Doskonale wiem, co masz na myśli :)
UsuńMuszę przestać narzekać, bo tylko psuje innym opinie o wszystkim. Tutaj pewnie teraz bym wiele zmieniła, ale zawsze tak jest. Coś nie pasuje, coś nie gra.
Błędów w ogóle nie powinno być w poprzednim rozdziale, niestety wyszło jak wyszło. Wszystko już zostało poprawione, a teraz oprócz do bety dałam paru osobom do przeczytania, aby jeszcze coś wyłapać.
Nudny Chris, nudne lekcje. Jak napisała Marzycielka, jego entuzjazm jest zabójczy.
Taak, ja też nie wiedziałam. Wymknęła mi się z fantazji i poszła robić sama bałagan. A teraz musze to posprzątać.
Kochana wróciłaś!
OdpowiedzUsuńNie masz pojęcia kak bardzo się z tego cieszę.
W końcu wróciło jedno z moich ulubionych opowiadań i mam nadzieję że nowe rozdziały będą pojawiały się częściej.
Wiesz, że wierzę w Twoje możliwości i to opowiadanie.
Zwłaszcza, że akcja coraz bardziej się zagęszcza.
Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów.
Pozostaje mi czekać na kolejny rozdział i pozdrowić mocno!
Dzięki :) Jesteś jedną z nielicznych osób, które we mnie wierzą.
UsuńRozdziały na pewno będą pojawiały się częściej. Chciałabym skończyć to opowiadanie jeszcze w tym roku, a napisać rozdziały do października. Mam całkiem inny projekt xD
Nowy rozdział, nowy rozdział! Wreszcie. ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że u Ciebie wszystko zaczęło się układać i jest już lepiej.
No i oczywiście przybyłaś do nas z cudownym rozdziałem!
Hm, co tu napisać. Intryguje mnie relacja Zabini - Susan. A wszystko jest owiane taką aurą tajemniczości, przez co bardziej wciągam się w czytanie.
Ostatnia akcja mnie dość zdziwiła. Nie spodziewałam się, że Astoria powie na głos, w klasie pełnej uczniów to, co myśli.
Rozdział bardzo mi się podobał, czekam z niecierpliwością na kolejny!
Pozdrawiam, M.
Jest :)
UsuńAstoria należy do osób, które najpierw mówią, a potem myślą. Zresztą, myśląc, że jest arystokratką to pewnie wszystko uchodzi jej na sucho. Tym razem Chris też jej nic nie zrobił tylko opieprzył.
Cóż, ta relacja ma być tajemnicą, ale już niedługo... :)
Ten rozdział jest naprawdę dobrze napisany - czytałam go z wielką ciekawością :) Cieszę się że tu wrócilaś.
OdpowiedzUsuńLubie Zabiniego, intrygujaca postać. I też czekam aż nam to wszystko wyjaśni ;)
Ten moment z różdżką, Teodorem i Susan był słodki i smutny. Kibicuję tej dwójce ^^
Fajnie że mogliśmy zobaczyć lekcję oczami Chrisa. Jego entuzjazm jest zabójczy xD Astoria zachowała się naprawdę lekkomyślnie. Coś czuje że jej słowa nie unikną konsekwencji ;)
Pozdrawiam :)
Nie ma błędów i jest w miarę spójny XD
UsuńOd razu powiem, tak jak mówię i piszę wszędzie, nie mam zamiaru robić w tej historii tru loffa, więc nie wiem czy na Teodora i Susan można liczyć. Tym bardziej, że sama mam Notta po dziurki w nosie, bo on jest taki zły i niemiły.
Tak, ten entuzjazm chyba rzeczywiście wyszedł mi dobrze :D Nawet powiedziałabym, że najlepiej ze wszystkiego w tym rozdziale.
Ogólnie rzecz biorąc, cały czas czuję ten niedosyt opisów. W tym rozdziale na początku skupiłaś się na takim trochę streszczeniu przebiegu lekcji, a szkoda, bo obyło się bez jakichś ciekawych opisów, przykładowo takich wydarzeń, które mogłyby mieć miejsce podczas lekcji obrony przed czarną magią (np. to wspomniane pojedynkowanie się, którego Susan nie lubi). W gruncie rzeczy opisujesz wszystko strasznie ogólnikowo, trochę streszczeniowo, jakbyś się gdzieś śpieszyła i powoli zuboża to tekst, bo przez to staje się mniej barwny i no, taki mięsisty. Znów nie miałam się w co wgryźć, bo wydarzenia miały miejsce w nieopisanych pomieszczeniach. Mogłaś zarzucić nam jakimiś opisami mimochodem, jeżeli aż tak bardzo zależało ci na akcji, akcji i jeszcze raz akcji, coś typu rolki pergaminu walające się na biurku nauczyciela i takie inne małe smaczki. Naprawdę nie trzeba wiele, żeby wykreować dość dokładny obraz w wyobraźni czytelnika, wystarczy kilka zapadających w pamięć szczegółów.
OdpowiedzUsuńMuszę popsioczyć sobie też na jedną masakrycznie zużytą kliszę, mianowicie ten moment, kiedy oczywiście Teodor musiał chwycić Susan, żeby pokazać jej, jak się rzuca zaklęcie. Nie wiem czemu, ale teraz można natknąć się na coś takiego praktycznie wszędzie - w książkach, w filmach i serialach, no i w opowiadaniach oczywiście. Nie dość, że powoli staje się to nużące, to jeszcze jest (moim zdaniem) trochę wymuszone i nieprawdopodobne, szczególnie, jeżeli chodzi o czarodziejów. Ruszanie czyimś nadgarstkiem, żeby pokazać mu, jak się rzuca zaklęcie, wydaje się co najmniej niewygodne i potencjalnie niebezpieczne ;). Poza tym trudno pokierować czyimś ciałem tak, by wykonało dokładnie taki ruch (a do rzucania zaklęć jednak potrzeba precyzji...), na którym nam zależało, więc ogólnie mijałoby się to z celem.
A tak już z innej beczki, czekam, aż Christopherowi mocno oberwie się za sypianie z uczennicą. Nie lubię go i nie polubię, w końcu to facet po... przepraszam, nie pamiętam, ile koleś ma lat, ale w każdym razie wykorzystywanie seksualne głupich nastolatek to coś, co zawsze odrzuci mnie od nieważne jakiej postaci ;). Do reszty bohaterów mam podejście raczej neutralne (chyba za dużo czasu minęło i już nie pamiętam, kogo za co lubiłam), dalej liczę, że może gdzieś pojawi się przybrana mamka Susan, ale chyba się na to nie zanosi. W tej postaci był potencjał, o.
Tak czytałam ten komentarz i najpierw byłam zawiedziona, że oberwałam. Teraz tak patrzę, że przecież nie miałaś złych intencji i w końcu ktoś odważył się napisać sensowną krytykę. Dlatego już odpowiadam :)
UsuńOpisów nie ma, wiem. Piszę to za każdym razem. Ale kiedy zaczynam pisać, mam wrażenie, że one są (bo sama to sobie wyobrażam) i kompletnie nie myślę o tym, iż albo jest za mało, albo w ogóle ich nie ma. Co do streszczenia, to bym nie użyła tego porównania. Piszę krótko, bo sama nie lubię tasiemców, które ciągną się przez dwadzieścia stron i końca nie widać, a weź to jeszcze skomentuj. Nie wiem, czy napisanie, że obiecuje się poprawić będzie okej, bo tego nie wiem.
Co do tej ręki, to nie oglądam dużo filmów i nie wiem w jakich książkach to przeczytałaś. Chyba nie zdaje sobie sprawy, że to może rzeczywiście takie oklepane, ale mi wydało się to naturalne. Z drugiej strony w ogóle pisanie tego opowiadania już mi ciąży i tak naprawdę często czuje przymus jego kontynuacji. Pewnie dlatego, że blog wydaje się być absurdalny.
Przybrana mamka Susan? Kogo masz na myśli? Cóż, trzy miesiące to kawał czasu i pewnie drugiej takiej przerwy nie będzie. Czytam te wszystkie komentarze i wiele osób skarży się, że nie pamięta, co i jak. A co do Chrisa to nie wiem, nie mam planów dla niego. Gdyby taka historia, że nauczyciel sypia z uczennicą była w realu, to pewnie sama byłabym zniesmaczona. Ale na szczęście to fikcja.
Susan wychowywała się u Greengrasów, co nie? Miałam na myśli matkę Astorii i Dafne, kiedy to pisałam. Imienia już nie pamiętałam, byłam zbyt leniwa, by przejrzeć stare rozdziały i użyłam skrótu myślowego ;). Chyba Carol, czy coś w tym guście.
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńNa początku chciałabym przeprosić, że dopiero teraz. Ostatnio co chwilę u mnie się coś dzieje i czasem nie mam czasu porządnie siąść i blogować.
Przyznaje, że zaczynając czytać, trochę się pogubiłam. Trochę nie publikowałaś, więc trochę za bardzo nie wiedziałam, o co chodzi. Ale już mam jasność umysłu i wiem, o co chodzi - Susan i jej Wieź^^ Nie zapomnieć też o jej zagubionym bracie :)
Lekcja transmutacji bardzo mi się podobała. Cieszę się, że Susan i Nott wyjaśnili sobie wszystko i doszli do porozumienia. Przyznam się, że ten fragment bardo mi się podobał w tej notce.
Kwestia z Zabinim. Myślę, że Susan słusznie postąpiła zgadzając się na to, aby Blaise i Chris jej pomogli opanować tę Więź. Ciekawa jestem, jak dalej rozwinie się wątek.
A sytuacja z Astorią wręcz niezręczna. Dziewczyna zachowała się nie w porządku, wypowiadając się w sprawy osobiste, które były trzymane w sekrecie. Widać, że Astoria mówi, a potem myśli.
Rozdział mi się podobał. I jeśli byłby jakieś niejasności w moim komentarzu, to przepraszam. Ostatnio nie mam do nich głowy, wszystko dzieje się szybko:(
Pozdrawiam:*
P.S. I nie wiem, czy wiesz, lecz zawiesiłam Scorpiusa. Ale założyłam takiego bloga z miniaturkami, więc jeśli byłabyś zainteresowana...
http://written-heart.blogspot.com/
Nie masz za co przepraszać. Sama czytam twoje Nowojorskie Tajemnice, jestem pod koniec pierwszej sprawy, więc za niedługo możesz spodziewać się komentarza. Trochę szkoda, że Scorpiusa zawiesiłaś, ale za to masz miniaturki. Nigdy nie wiedziałam, co w tej formie fascynującego, ale najwyraźniej powinnam zacząć coś czytać :)
UsuńOj tak, wiem. Wszyscy mi to w komentarzach wytykacie, a ja obiecuje solennie, że do takiej sytuacji mi daleko. Gdyby jeszcze wróciło serce do tej historii. I miała ona sens.
Sama jestem ciekawa, jak ten wątek się rozwinie :)
Taak, a ja teraz sobie myślę, że mogłam sobie tę scenę odpuścić, bo wyszła trochę za ałtoreczkowato.
Bardzo pokręcony ten rozdział. Christopher i Dafne? Zabini chce wtajemniczyć Susan? Jego kłótnia z nauczycielem?
OdpowiedzUsuńMusiałam przeczytać dwa razy, żeby się w tym połapać i chyba już ogarniam powoli temat :D
Jak zawsze rozdział wyszedł ci wyjątkowy pod każdym względem. Bardzo podoba mi się wątek tej niezwykłej więzi Susan (jest fajny, bo oryginalny i ciągle nie wiadomo co z niego wyniknie) i jestem ciekawa jak go rozwiniesz.
Czekam na kolejny rozdział :)
P.S Zapraszam do siebie, na nowy rozdział :)
naprzeciw-siebie.blogspot.com
Zgodnie z obietnicą przeczytałam i komentuję ^^.
OdpowiedzUsuńPodobał mi się ten rozdział, wiesz? Naprawdę się cieszę, że tutaj wróciłaś. Miałaś długą przerwę, nawet się obawiałam, jak wypadnie ten rozdział, skoro długo nie pisałaś i wyłączyłaś się trochę z tego blogowego życia, no ale muszę przyznać, że jest naprawdę fajny, dobrze mi się go czytało.
Sorry, jeśli komentarz wyjdzie krótko - net mi muli, no i ciężko mi się na powrót wdrożyć w porządne komentowanie, skoro przez ostatni miesiąc praktycznie nie zaglądałam na blogi. No i też troszkę pozapominałam, co było wcześniej - miałaś przerwę w publikacjach :P.
W każdym razie - podoba mi się to, że Susan ma różne wątpliwości, że jest ciekawa, co się dzieje, chce się jak najwięcej dowiedzieć, nawet, jeśli to oznacza konieczność rozmawiania z Zabinim, Nottem czy Rutherfordem, którym, jak odniosłam wrażenie, niezbyt ufa i jest zdystansowana. Niemniej jednak, też się zastanawiam, o co im chodzi, i jak ta sytuacja się dalej potoczy.
Zastanawia mnie też Christopher. Czy po tym, jak Astoria się wygadała o tym ślubie, on już nie będzie mógł wyjść za Dafne? Wgl po co te tajemnice? Serio mnie zastanawia, czemu aż tak się z tym kryli xD. Czyżby dlatego, że relacja nauczyciel-uczennica jest kontrowersyjna?
Ale podobała mi się jego perspektywa. Choć nadal nie jestem pewna, czy lubię tę postać, fajnie mi się to czytało, zastanawiają mnie jego motywy, co nim kieruje. Jest dość tajemniczy.
Cóż, będę czekać na kolejny rozdział :). Mam nadzieję, że wypadnie równie dobrze, jak ten, a może nawet jeszcze lepiej? xD
Jestem tutaj po raz pierwszy. Na to opowiadanie trafiłam przypadkiem i nie żałuję, bo jest świetne. Zanim się jednak wypowiem na temat treści, to chciałabym cię powiadomić o tym, że świetnie dobrałaś muzykę do jego tematyki, jak również szablon, który idealnie wpasował się w klimat tej historii. Szczególnie cytat zwrócił moją uwagę, ponieważ wydaje mi się, że jest on takim motywem przewodnim. Co do treści, to bardzo mnie zaskoczyłaś. Pozytywnie, oczywiście, ponieważ lubię takie mroczne opowieści, w których jest pełno śmierciożerców, zdrajców, czy Voldzia. Rozdział bardzo mi się spodobał. Ciekawy, pełen fajnych opisów, no i dialogów, które wyszły ci naprawdę naturalnie. Szczerze mówiąc uważam, że Astoria dobrze zrobiła wyjawiając przed całą klasą tajemnicę Rutherforda, ponieważ nie lubię go za bardzo ;D Za to szczególną sympatią darzę i Zabiniego i Notta. Zabiniego dlatego, że troszczy się o Diannę i wyratował ją z rąk śmierciożerców, a Notta za to, że stara się otaczać opieką Susan, nawet jeśli nie zawsze mu to wychodzi. Podsumowując, zyskałaś we mnie stałą czytelniczę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny,
Demetria.
PS: Jeśli masz ochotę przeczytać coś z Luną, zapraszam do siebie: http://cien-ksiezyca.blogspot.com/
Cześć :D Piszę tutaj, ponieważ mam prośbę związaną z Twoim poprzednim blogiem. Mam go już od dłuższego czasu w obserwowanych jednak wcześniej nie miałam czasu, aby go przeczytać i kiedy dzisiaj w końcu chciałam się za niego zabrać, to niestety okazało się, że potrzebne jest zaproszenie, czego wcześniej nie było. Dlatego mam pytanie czy mogłabym takowe otrzymać.:)
OdpowiedzUsuńPewnie :) Tylko nie posiadam twojego e-maila, więc po prostu odblokowałam bloga. Miłego czytania :)
UsuńDziękuję! :D Od razu biorę się za czytanie ;)
Usuń